Świat Campera


Idź do treści

Ziemia Klodzka

Camperem przez Polskę

Wyprawa na Ziemię Kłodzką

Krótka historia Ziemi Kłodzkiej
W X i XI wieku Ziemia Kłodzka była przedmiotem rywalizacji czeskich Przemyślidów i polskich Piastów. Kres tej rywalizacji położył pokój Zielonoświątkowy podpisany w 1137 roku w Kłodzku przez Sobiesława I i Bolesława Krzywoustego. Od tego czasu Ziemia Kłodzka należała do Czech. W roku 1458 panujący w Czechach Jerzy z Podiebradów ustanowił suwerenne Hrabstwo Kłodzkie. W latach 1471 - 1526 Hrabstwo Kłodzkie wraz z Królestwem Czech pozostawało pod panowaniem Jagiellonów, natomiast po śmierci Ludwika Jagiellończyka , przez ponad 200 lat było pod panowaniem Habsburgów. W wyniku wojen śląskich w połowie XVIII wieku król pruski Fryderyk II odebrał Austrii Śląsk, a Hrabstwo Kłodzkie kupił i włączył w granice administracyjne Dolnego Śląska.

12 VI- niedziela (1 dzień) - Warszawa - Wrocław (4,5 godziny) w połowie drogi zajrzymy do skansenu w Sieradzu. A tu niespodzianka, w skansenie organizują jakąś imprezę. Miły pan w kasie sprzedał nam jednak bilety i zwiedziliśmy dwa gospodarstwa dawnej wsi mazowieckiej. Na trasie mieliśmy też zaplanowane zwiedzanie zamku w Oleśnicy, otwarty w niedzielę od 10 do 18. Zjeżdżamy więc na Oleśnicę, na kierunkowskazie była informacja że to objazd. I rzeczywiście był to objazd Oleśnicy bo nagle znaleźliśmy się pod Wrocławiem. W takim razie jedziemy prosto do przyjaciół do dzielnicy Oporów i kwaterujemy przed domem. Kabel do podłączenia lodówki przerzuciliśmy przez okno. Po pysznym obiadku idziemy zwiedzać Wrocław. Spacerujemy po rynku i Ostrowie Tumskim szukając krasnoludków.
13 VI- poniedziałek (2 dzień) – Razem z przyjaciółmi samochodem i kamperem – Jedziemy na kamping do Bielawy (1,5 godziny). Kamping luksusowy!!! Duży, czysty, zielony, wydzielone stanowiska na kampery. Na terenie duży basen ze zjeżdżalniami, restauracja, hotel, dwie łazienki i sanitariaty, stanowisko do mycia naczyń. A wszystkie te atrakcje znajdują się nad zalewem utworzonym w latach 70 na potrzeby zakładów włókienniczych (już nie istniejących). Ocena kampingu w skali 1-6 prawie 6. Cena 40 zł od osoby. W Bielawie warto obejrzeć (niestety tylko na zewnątrz) Pałac Sandreckich z XVI w. i punkt widokowy Koci Grzbiet. My nie mamy czasu, natychmiast po zakwaterowaniu przesiadamy się do samochodu i ruszamy wąskimi drogami do Zagórza Śląskiego do zamku Grodno- zamek położony w Górach Czarnych, na szczycie góry Choina wznoszącej się nad lewym brzegiem Bystrzycy. Zamek Grodno to ponad 700 lat historii. Początki średniowiecznej warowni w tym miejscu sięgają czasów Piastów Śląskich. Budowla przechodziła z rąk do rąk, była rozbudowywana, niszczona, palona. w 1545 r. na zlecenie cesarza Ferdynanda I warownia przeszła na własność Macieja von Logau, zaniedbany zamek został przebudowany w nowym renesansowym stylu. W ramach przebudowy powstał dolny dziedziniec otoczony murem obronnym z pięcioma bastejami, brama wejściowa z budynkiem mieszkalnym, piekarnia, łaźnia i budynki gospodarcze. Z tego okresu przebudowy pochodzą również interesujące detale rzeźbiarskie i architektoniczne, zwłaszcza portale z szarego piaskowca w pomieszczeniach zamku górnego oraz zaliczany do najpiękniejszych na Śląsku portal budynku przedbramia. W trakcie trwania wojny trzydziestoletniej zamek został zdobyty przez Szwedów i częściowo zniszczony. W 1680 r. wybuchł tu krwawo stłumiony bunt chłopów, przeciwko ówczesnemu właścicielowi baronowi Jerzemu von Ebenowi.
W końcu zamek podupadł tak, że okoliczni chłopi postanowili go wykupić, aby po rozbiórce uzyskać materiał budowlany na sprzedaż. Swój ratunek Zamek Grodno zawdzięcza profesorowi Janowi Gustawowi Büschnigowi z Wrocławia. Po 1824 roku obiekt został zabezpieczony przed dalszym zniszczeniem, a następne pokolenia nadały mu charakter turystyczny.
Dziś Zamek Grodno jest jedną z najlepiej zachowanych warowni na terenie Dolnego Śląska. Idziemy zwiedzać! Samochód pod groźbą kary musimy zostawić na parkingu i do zamku Grodno dziarsko maszerujemy pod górę w deszczu. Na szczęście padało tylko na trasie. Potem zaświeciło słońce i ze zdumieniem ujrzeliśmy „odnowiony” zamek, który 30 lat temu był ładniejszy. Front zamku wykonany był metodą graffito. Technika sgraffita ściennego polegała na nakładaniu kolejnych, kolorowych warstw tynku i na zeskrobywaniu fragmentów warstw wierzchnich w czasie, kiedy jeszcze one nie zaschły. Poprzez odsłanianie warstw wcześniej nałożonych powstawał dwu- lub wielobarwny wzór i w ten sposób przy bramie wjazdowej na bordowym tle widoczne byłe kremowe lwy. Po odnowieniu wszystko jest kremowe i lwy są niewidoczne. Techniką tą zostały wykonane również ściany na zamku w Krasiczynie. W latach 50. zdobiono również tą techniką odbudowywane kamienice Starego Miasta w Warszawie. A tu w Zagórzu od XVI wieku całe ściany były zdobione techniką graffito i zamalowano! Dziwne.
Jedziemy do Walimia zwiedzać poniemieckie podziemne sztolnie - kompleks Rzeczka.
Od 1943 roku w rejonie Gór Sowich Niemcy prowadzili zakrojone na szeroką skalę prace budowlane pod kryptonimem Riese
(„Olbrzym”). Budowa nie została ukończona, a jej pozostałością jest szereg tajemniczych obiektów. Istnieją hipotezy, iż mogła być to budowa podziemnych fabryk zbrojeniowych bądź kwatery dla naczelnego dowództwa III Rzeszy.
500-metrowa podziemna trasa turystyczna została wzbogacona o efekty audiowizualne nawiązujące do czasów II wojny światowej oraz prac prowadzonych podczas drążenia korytarzy.
Wyszliśmy tak zmarznięci że odechciało nam się oglądać jeszcze jedno podziemne miasto - Osówka a podobno dużo ciekawsze i większe.
Teraz czas na piękno przyrody, zdobędziemy Wielką Sowę, rozgrzejemy się w marszu, może spotkamy muflony sprowadzone tu przed wojną z Sardynii. Podjeżdżamy pod schronisko Orzeł by zaoszczędzić siły i dalej łagodnym szlakiem przejść do schroniska Sowa (według kierunkowskazu 1h marszu) po pół godzinnym marszu jest druga informacja do szczytu 1 h . To nam podcięło skrzydła, tym bardziej że turyści wracający z góry informowali nas, że schronisko Sowa w likwidacji a zabytkowa wieża widokowa z 1906r jest w remoncie. Na szczyt Wielkiej Sowy dotarł tylko jeden uczestnik naszej 4 osobowej wyprawy i dokładnie nam opowiedział co widział – nic, bo drzewa zasłaniały.
Reszta wycieczki odpoczywała na ławce w połowie drogi ,muflonów nie spotkaliśmy ale są tu na pewno bo zostawiły ślady na drodze. Powrót na kamping do Bielawy znaną krętą drogą przebiegał sprawnie i nareszcie mogliśmy w kamperze zjeść pyszną obiado- kolację przywieziona z Wrocławia (polędwiczki z ziemniakami i młodą kapustką zasmażaną).

14 VI- wtorek (3 dzień) – ruszamy samochodem, kamper odpoczywa. Przed nami Nowa Ruda podziemna trasa turystyczna w kopalni węgla Wacław. Dołączyli nas do wycieczki szkolnej. Najpierw odbyła się bardzo ciekawa prelekcja o powstawaniu węgla, o tym jak kiedyś wydobywano węgiel i jak stopniowo uczono się zabezpieczać przed wybuchem. Potem zwiedziliśmy najpłytsze chodniki 30 m pod ziemią a na powierzchnię wyjechaliśmy kolejką.
Rynek w Nowej Rudzie po rewitalizacji tradycyjnie jest wybetonowany za pieniądze Unii, ratusz i kamienice pięknie odnowione. Fontanny z pomnikiem św. Jana Chrzciciela i św. Floriana z 1756r zdobią rynek. Szukamy zamku Stillfriedów, właścicieli Nowej Rudy w latach 1472-1810r. Zamek z zewnątrz piękny w środku sklep i apteka.

Następnie wjeżdżamy na górę św. Anny by z solidnej zbudowanej z czerwonej cegły wieży widokowej podziwiać panoramę okolicy. Jeszcze mamy tu do obejrzenia oryginalny wiadukt kolejowy nastawiliśmy JPS na wiadukt kolejowy podjeżdżamy a on jakiś malutki niepodobny do tego ze zdjęcia. Szukamy drugiego i jest!!! Imponujący. Stalowa konstrukcja mostu kolejowego robi wrażenie. Most ma prawie 150 metrów długości, a tor kolejowy znajduje się ponad 35 metrów nad wodami Woliborki. Wiadukt czynny jest od 1880 r. i łączy Kłodzko z Wałbrzychem

Jedziemy do Ścinawki Średniej do Pałacu Sarny- W latach świetności do dworu należał folwark, cegielnia, bielarnia bawełny i kamieniołom wapienia. Hodowano też owce merynosy. Pałac zaczął podupadać w XIX wieku, gdy rodzina Götzenów - jego prawowici właściciele, sprzedali nieruchomość. Obecnie w budynkach gospodarczych funkcjonuje już hotel, restauracja i kawiarnia. Prawdziwy pałac jest w trakcie remontu i o dziwo nikt nie robił nam trudności w zwiedzaniu. Pozwolono nam wejść do kaplicy i do pomieszczeń na piętrze i na wieżę. Potem obejrzeliśmy piwnice. Prace przebiegają pełną parą. Cały dach już jest zrobiony z czarnego łupku. Pomieszczenia na piętrze prawie gotowe, brakuje tylko okien. Po 10 minutach jazdy jesteśmy przed zamkiem Kapitanowo w Ścinawce Średniej - własność prywatna w remoncie od 20 lat, można go zwiedzić po uzgodnieniu z właścicielem. Zwiedzanie uzgodniono i właściciel na nas czekał. Opłata za zwiedzanie z przewodnikiem- właścicielem 40 zł od osoby, trochę drogo! Początki zamku związane są z budową XIV-wiecznego donżonu stanowiącego główną część budowli. Piwnice donżonu mają ponad 700 lat i wymurowali je... Joanici! W ciągu stuleci obiekt ulegał znaczącym przebudowom, zyskując już w XV w. kolejną wieżę o funkcjach mieszkalnych oraz zamknięty dziedziniec wewnętrzny. Właściciele majątku "Zamek Kapitanowo" zmieniają się dosyć często, aż do roku 1780, kiedy to przechodzi on na własność hrabiów von Magnis z Bożkowa, w których rękach pozostaje do końca II wojny światowej. W 1935 roku przeprowadzono kapitalny remont obiektu. Po II wojnie światowej dwór był użytkowany przez PGR do lat 90. XX w., w późniejszym czasie opuszczony ulegał dewastacji. Ponad godzinę słuchaliśmy prelekcji i zwiedzaliśmy parter i okazało się że za zwiedzanie piętra należy jeszcze dopłacić. Po pertraktacjach pozwolono nam szybko zajrzeć na pierwsze piętro bez dopłaty. To były puste pomieszczenia, nic ciekawego. Dopiero z internetu dowiedzieliśmy się co było na piętrze - sala wielka, pomieszczenia mieszkalne Henryka Wielkiego von Stillfried, wspaniałe malowidła ścienne, wnęki siedziskowe, tajna sala rady, przejścia przez szafę, 3 ciągi tajemnych schodów. Tego w cenie 120 zł (4 osoby) niestety nie widzieliśmy. To chyba za karę, że nie kupiliśmy przewodników i książek o pałacu (bardzo drogich) napisanych i wydanych przez właściciela pałacu.

Podjeżdżamy do zamku w Ratnie Dolnym. Nie do uwierzenia, że zamek przetrwał wojnę a w ruinę popadł dopiero w 1997r. Ostatnią właścicielką Ratna była Izabela von Blanckart którą wysiedlono w 1946r.Majątek przejął PGR potem powstał tu dom wczasowy. Po pożarze w 1997 zamek niszczeje, ruiny sprzedano za 650 tys zł. na centrum kongresowe i muzeum. Spacerujemy sobie po ruinach których nikt nie pilnuje. Na stromych tarasach ogrodowych widać że ktoś wykarczował już krzaki i zielsko. Budynki
grożą zawaleniem a przecież był to jeden z najpiękniejszych zamków na Ziemi Kłodzkiej.
Przypuszczalnie już w pierwszej połowie XIV stulecia istniał w Ratnie rycerski zamek na wzgórzu. W 1514 roku Balthasar von Reichenbach otrzymał hrabstwo
kłodzkie. hrabia rozbudował średniowieczną warownię i otoczył ją fortyfikacjami ziemnymi. Szwedzi w 1645 roku zamek zdobyli, splądrowali, a na końcu puścili z dymem. W 1675 zamek kupił Daniel Paschasius Osterberger von Osterberg i przekształcił zamek we wspaniałą renesansowo-barokową rezydencję. Wnuk Daniela, pułkownik cesarski Emanuel Franz w 1776 sprzedał majątek radcy handlowemu z Nowej Rudy i właścicielowi części Polanicy-Zdroju, Leopoldowi Gendel. W 1854 roku zamek kupił szkocki milioner Woldemar von Johnston und Krögeborn . Jego żona Theresa, przebudowała zamek, wzniesiono nowe tarasy od strony ogrodu i wybudowano oranżerię. Wracamy na kamping do Bielawy, na terenie ośrodka w restauracji zamówiliśmy placki ziemniaczane które niezdrowo ociekały olejem chyba z frytek, zakąsiliśmy raphacholinem i popiliśmy piwem by to jakoś strawić, a w kamperze zrobiliśmy sobie zdrowy makaron z sosem bolonese.

15 VI -środa (4 dzień) – Jedziemy do Srebrnej Góry. Kamper zostawiamy na parkingu. Do największej w Europie górskiej twierdzy jedziemy samochodem. Srebrna Góra powstała na rozkaz pruskiego króla Fryderyka II Wielkiego.
Historia tego militarnego obiektu, sięga II połowy XVIII wieku. Jej zadaniem była obrona granic prowincji śląskiej przed potencjalnym atakiem ze strony Austrii. Twierdza należała do systemu umocnień, który obejmował powstałe wcześniej twierdze w Świdnicy, Kłodzku i
Nysie. Budowa twierdzy w Srebrnej Górze trwała 12 lat. W pierwszej kolejności powstały centralne elementy kompleksu - charakterystyczny, wysoki Donjon którego ściany mają aż 12 metrów grubości i bastiony pomocnicze. Później dobudowywano forty pomocnicze. Decyzję o rozbrojeniu przestarzałej i niepotrzebnej już twierdzy podjęto w 1867 r. Później w budynkach obiektu mieściły się pruskie więzienia. W czasie II wojny
światowej twierdzę zamieniono na obóz jeniecki. Obecnie prace remontowe idą pełną parą, robotnicy odkopują bastiony, na centralnym dziedzińcu pracują odgrodzone płotami koparki i cementarki, wokół kręcą się tłumy zwiedzających. Z przyjemnością oglądaliśmy postępy prac, wprawdzie twierdza nie jest „nasza”, bo budowali ją austryjacy a przebudowali prusacy, ale jest to kawał historii i największa w Europie górska twierdza którą otrzymaliśmy w prezencie po II Wojnie Światowej.
Następne miejsce postoju to Ząbkowice Śląskie-Zwiedzanie rozpoczynamy od rynku gdzie stoi piękny neogotycki ratusz z 1864 r. Parę kroków dalej podziwiamy najwyższą krzywą wieżą w Polsce, pochodzącą z XIII w, drugie miejsce po Pizie, ma 34 m wysokości, a jej obecne odchylenie od pionu wynosi 2,14 m. Na jej szczyt prowadzi 139 schodów. Z tarasu widokowego widać całe Ząbkowice i okoliczne góry. Tuż obok wieży jest kościół Św Anny. Ulicą Krzywą dochodzimy do zamku. Zamek, którego ruiny istnieją do dziś, został wzniesiony prawie w tym samym miejscu, w którym znajdował się zamek piastowski, wzniesiony około
1290 roku przez księcia Bolka I Świdnicko – Ziębickiego (1278 – 1301), jako twierdza graniczna. Od 1351 roku, gdy po długich walkach ziemia ząbkowicka przeszła pod panowanie czeskie, w zamku mieściła się siedziba władz księstwa. W późniejszych latach zamek kilkakrotnie przechodził z rąk czeskich w polskie i na odwrót. Warownia po zniszczeniach została odbudowana przez księcia Karola I Podiebrada. Grób zmarłego w 1536 roku księcia i jego małżonki Anny Żagańskiej znajduje się w kaplicy Kauffunga w kościele św. Anny. Okazały renesansowy zamek na planie zbliżonym do kwadratu został zbudowany z przerwami w latach 1516 – 1530. Jako wzór miał służyć zamek królów węgierskich w Ofen. Nad wejściem umieszczono herb księcia Karola I Podiebrada z datą 1527. Obecnie ruiny zamku udostępniono do zwiedzania.
Wracamy do Izby Pamiątek Regionalnych – muzeum znajduje się w domu rycerza Kauffunga –jest to dawny budynek mieszkalny z XVI wieku. W muzeum zobaczyć można kaplicę domową, wewnętrzną studnię oraz wystawy, na które składają zbiory związane z historią miasta oraz życiem jego mieszkańców. W budynku od 2001 roku mieści się też Laboratorium dra Frankensteina – pomieszczenie ucharakteryzowane na laboratorium bohatera powieści Mary Shelley, oraz sala grabarzy, ukazująca historię procesu ośmiu grabarzy, którzy rzekomo odpowiadali za wybuch epidemii w XVIII wieku. Po odpoczynku w kawiarni pożegnaliśmy przyjaciół którzy wrócili do Wrocławia a my ruszyliśmy do Kłodzka na Camping nr 132 Kamping "Na stoku twierdzy" na pierwszy rzut oka luksusowy, ładne stanowiska na kampery chociaż niektóre mocno pochyłe. Na terenie ośrodka jest piękna restauracja. Jedyny minus to sanitariaty kontenerowe czyste ale źle urządzone. Tuż przy wejściu znajdują się dwie małe kabiny prysznicowe za zasłonką, bardzo przewiewne. Ubranie i ręczniki trzeba powiesić na jednym haczyku przy drzwiach wejściowych. Ocena campingu 5,5.


16 VI- czwartek
-Boże Ciało (5 dzień) - Zwiedzamy Twierdzę Kłodzko, chociaż trudno nazwać to zwiedzaniem, to raczej jakiś obłęd. 50 osobowa grupa przypadająca na jednego przewodnika mimo najlepszych chęci mało co słyszy i widzi. Dobrze że przewodnicy ubrani są w mundury armii pruskiej bo łatwiej ich znaleźć w tłumie turystów.
Na zakończenie przebiegliśmy gęsiego trasę podziemną która była za długa i za nudna, gdzie najlepiej
widoczne były plecy i pięty osoby przemieszczającej się przed nami. Dużo przyjemniej zwiedzało się twierdzę w Srebrnej Górze. Wracamy do kampera na obiad, gdzie czeka na nas domowa karkówka z frytkami i surówką (frytki i surówka z restauracji)


Po południu zwiedzamy Kłodzko -miasteczko urocze, ratusz i stare miasto jak z bajki, na ulicach płatki róż po procesji. Z okazji święta muzeum Ziemi Kłodzkiej zamknięte ale handel na rynku trwał do późnego wieczora. Most Gotycki św. Jana na Kanale Młynówka rzeczywiście piękny i podobny do mostu Karola w Pradze. Na zakończenie pozostała do zwiedzenia trasa podziemna, mimo świąt trasa czynna, zwiedzanie bez przewodnika ale bardzo dobrze zorganizowana są tu ekspozycje tematyczne i objaśnienia na tablicach, do tego czas zwiedzania nieograniczony. Podziemne korytarze i tunele pod ulicami miasta wydrążono w okresie od XIII do XVII wieku z przeznaczeniem na magazyny. Komory miały głębokość nawet 30 metrów, a niska temperatura pozwalała na długo zachować świeżość produktów spożywczych. W czasie wojen podziemne komory wykorzystywane były w celach obronnych jako schrony. Trasa liczy ok. 600 metrów długości i jest jedną z najciekawszych w Polsce.

17 VI- piątek (6 dzień) - Po śniadaniu opuszczamy Kamping "Na stoku twierdzy" i jedziemy do Lądka Zdroju. Po drodze chcieliśmy zwiedzić pałac- hotel w Żelaźnie niestety zamknięty na kłódkę, od miejscowych dowiedzieliśmy się że od 4 lat nieczynny, chyba splajtowali. W Ołdrzychowicach Kłodzkich mijamy przy drodze ładny pałacyk, gdzie mieszkają zakonnice a potem duży pałac rodziny von Oppersdorf, który jest remontowany i na razie wygląda nieciekawie, jak zwykły dom mieszkalny. Jedziemy do Trzebieszowic do Zamku na Skale. Przejeżdżamy przez mostek nad górską bardzo czystą rzeczką Białą Lądecką i po chwili zaparkowaliśmy przed zamkiem. Od frontu .wydawał się malutki dopiero od strony rzeki wygląda imponująco i rzeczywiście usytuowany jest na skale. Zamek powstał w XIII w. i często zmieniał właścicieli. Cudem przetrwał wojnę i wyzwolenie w stanie nienaruszonym. Tylko wyposażenie rozwieziono po różnych muzeach do konserwacji i już nie wróciło. Obecny właściciel odrestaurował zamek w 1,5 roku i powstał tu hotel ale można go zwiedzać z przewodnikiem, od średniowiecznych piwnic do przebudowanych w XIX w. skrzydeł. Możemy podziwiać autentyczne drewniane mozaiki podłogowe, boazerie, kryształowe lustra i szklany dach nad wewnętrznym dziedzińcem. Naprawdę piękny zamek!!!
Ostatnie miejsce do zwiedzania na dzisiaj to jaskinia Radachowska; jaskinia krasowa w soczewie marmurów, w Górach Złotych. W Radachowie zostawiamy kampera na parkingu i dalej żółtym szlakiem idziemy pół godziny przez las do jaskini. W budce przewodnika zostawiamy plecaki i torebki bo w jaskini ciasno i można się zaklinować. Zaopatrzeni w kaski z latarkami czołowymi wchodzimy w szczelinę w stoku góry. Jest ciemno, ślisko, ciasno i zimno (10 stopni). W grocie tej mieszkali ludzie paleolitu. W czasie wykonywanych przed wojną badań namuliska w jaskini odkryto kości różnych zwierząt, w tym czaszkę niedźwiedzia jaskiniowego czy szczątki hieny jaskiniowej, nosorożca włochatego i dzikiego konia. Korytarze mierzą aż ok 300 m długości, zwiedzanie trwa ok 40 minut, nigdzie nie utknęliśmy chociaż miejscami było bardzo ciasno.
Teraz już jedziemy prosto do Lądka Zdrój na Camper Park, co okazało się nie takie proste .Jeżdżąc raz pod górę, raz z góry, po trzech okrążeniach Parku Zdrojowego zadzwoniliśmy do właściciela kampingu. Przyjechał po nas i doholował na miejsce. Bardzo dziwne miejsce, wypoziomowana platforma na stoku góry bez ogrodzenia, jeden kontener z WC i kabiną prysznicową. Cena 35 zł. od osoby. Kamping raczej prowizoryczny , oceniamy go na 3,5 punktów.
Rowerami jedziemy do Lądka wykupić bilety na basen termiczny na niedzielę. Bilet ulgowy na pół godziny-28 zł. Po drodze robimy zakupy i pchamy obładowane rowery pod górę do kampera.
18 VI- sobota (7 dzień) -Od rana zwiedzamy na rowerach Lądek Zdrój.
W czasie II wojny światowej miasto nie odniosło praktycznie żadnych strat i w pierwszych dniach maja roku 1945 do miasteczka wkroczyli Rosjanie. Spodobało im się tutaj tak bardzo, że przez kolejne dziesięciolecia w Lądku Zdroju funkcjonowało sanatorium Armii Radzieckiej.
Pierwszy zakład przyrodoleczniczy "Jerzy" powstał tutaj w 1498r. Budowę Zdroju Wojciech rozpoczęto w roku 1678. Pierwotnie
nazwano ją Marienbad i wzorowany był na łaźni tureckiej w Budzie. Przebudowywany przynajmniej trzykrotnie, przybrał znany nam dziś kształt. Zdrój posiada okrągły basen, który wypełnia woda prosto ze źródła termalnego. Wokół niego rozmieszczono marmurowe XIX-wieczne wanny do kąpieli perełkowych. Na piętrze budynku znajduje się pijalnia wód , tam spróbowaliśmy leczniczych właściwości wody "Zdzisław".
Spacerując po mieście znajdujemy dowody pamięci o Mariannie Orańskiej. Mieszkańcy Lądka upamiętnili postać królewny obeliskiem, mającym przypominać o jednej z największych zasług dla ludności całego regionu - zbudowaniu liczącej 55-km drogi, która biegła od Ząbkowic Śląskich, przez Lądek-Zdrój, aż po Przełęcz Płoszczyna. Imieniem męża królewny nazwano jeden z pawilonów zdrojowych - Albrechtshalle (w latach powojennych przekształcony w kawiarnię), a samej Marianny - odkryte jeszcze w XVII w. źródło wody leczniczej.
w Parku Zdrojowym w kawiarni Albrechtshalle zjedliśmy tort i tiramisu- pyszne, popiliśmy wodą ze źródła Marianna i jedziemy dalej. Przy ulicy Kościuszki nad rzeczką Białą Lądecka przerzucono wyjątkowy kryty most. Jest to jedyny taki obiekt w Polsce i dość rzadki światowy przypadek. Wybudowano go w latach 30-tych zeszłego wieku, w celu połączenia dwóch obiektów sanatoryjnych; most łączył Zamek Bieli z budynkiem zabiegowym przy ulicy Kościuszki. Żelbetowy kryty most zaprojektował niemiecki architekt Felix Henry.
Przy ulicy Krótkiej podziwiamy gotycki most św. Jana Nepomucena z XVI wieku który oparł się wszystkim powodziom, co jest podobno
efektem zastosowania białek kurzych zamiast wapna. Figura św. Jana Nepomucena z 1709 r. jest w miarę dokładną kopią figury z mostu Karola w Pradze i należy do najstarszych na Śląsku.
Dojechaliśmy do rynku, w centrum stoi okazały, neorenesansowy Ratusz z XVI wieku, wokół placu wznoszą się piękne, kolorowe kamieniczki, renesansowe i barokowe, niektóre kamienice są z podcieniami. Kamienica nr 1 z charakterystyczną Madonną to dom i pracownia Michała Klahra Starszego, wybitnego rzeźbiarza śląskiego. Jedno z jego dzieł można podziwiać na lądeckim rynku przy ratuszu, to ukończony w 1741 roku Pomnik Trójcy Świętej. Rynek oczywiście pięknie wyłożony jest płytami betonowymi na którym kilka drzewek walczy o przetrwanie.
Po południu postanowiliśmy odpocząć od upału na basenie miejskim. Polecamy! bilet ulgowy 10zł, temperatura wody 28,5 stopnia i tylko kilka osób pływało. Wracamy na kamping a tam przybyło kamperów na maxa, więcej się nie zmieści i niestety woda do kąpieli w łazience tylko zimna. Dla nas to nie straszne, korzystamy z naszej małej łazieneczki, jest oczywiście ciepła woda, więc po całym dniu bierzemy prysznic i czas na relaks.
19 VI- niedziela (8 dzień) Lądek Zdrój -Planowany wyjazd do Kletna do jaskini niedźwiedziej, kopalni uranu i muzeum Ziemi o mały włos nie doszedł by do skutku. To nie do uwierzenia, że z tak dużego uzdrowiska nie ma ani PKS-u ani mikrobusów dowożących turystów do kopalni i jaskini. Rowerami trochę za daleko, a w rejonie Kletna nie ma pól kampingowych - sprawdzaliśmy! Na szczęście nasi sąsiedzi przyjechali z przyczepą kampingową i zaproponowali nam wspólną wycieczkę samochodem do Kletna. Oczywiście biletów do jaskini już nie było, trzeba załatwiać wcześniej. Do kopalni Uranu cudem udało nam się kupić bilety bo utworzono dodatkową grupę. Przez to w podziemiach tworzyły się zato ry ale warto było! Kopalnia uranu ma już 20 lat, udostępniono tu 400 metrów wyrobisk, przez które przeszło około pół miliona turystów. Kletno to magiczne miejsce. Idziemy labiryntem kolorowych korytarzy zbudowanych z marmurów, fluorytów, ametystów, malachitów a przewodnik opowiada o 600-letniej historii górnictwa w Kletnie.

Już W XV i XVI wieku w Kletnie prowadzono eksploatację rud żelaza i miedzi, wydobywano również galenę srebronośną (PbS), która zawierała ołów i domieszkę ponad 1% srebra.
W 1947r. pojawiła się w Polsce grupa radzieckich ekspertów, którzy zainteresowani byli uranem. Na mocy podpisanej umowy między ZSRR a Polską rozpoczęto prace poszukiwawcze złóż uranu, prowadzone przez radziecką służbę geologiczną. Największe wydobycie
uranu trwało od początku 1951r. do I kwartału 1953r. potem do 1958r. wydobywano tu fluoryt.
Po wyjściu z kopalni zajrzeliśmy jeszcze do muzeum Ziemi gdzie zgromadzono minerały z całego świata a najciekawsze okazy można na miejscu kupić. Zrobiliśmy sobie zdjęcie z mamutem i neandertalczykiem i szybki powrót do Lądka Zdroju, bo po południu mieliśmy wykupioną kąpiel siarczkowo-fluorową w Zdroju Wojciech. Okrągły basen - przepiękny, woda ciepła i lecznicza. Cudownie uzdrowieni wróciliśmy na kamping a tam już czekali na nas sąsiedzi. Obiado-kolacja z sąsiadami przeciągnęła się do późnego wieczora.

20 VI- poniedziałek (9 dzień) rano opuszczamy Lądek Zdrój i jedziemy do Złotego Stoku.
Złoty Stok również dużo zawdzięcza Mariannie Orańskiej. Przy jej wsparciu finansowym powstały w miasteczku sierociniec i Ewangelicki Dom Parafialny. Na potrzeby budowy rezydencji w Kamieńcu ok. 1853 roku Marianna odkupiła część miejscowych Zakładów Wapienniczych (odrestaurowanych i udostępnionych w roli atrakcji turystycznej w 2010 roku).
Ale Złoty Stok to przede wszystkim dawna kopalnia, w której działa Muzeum Górnictwa i Hutnictwa Złota.
Bilety kupiliśmy bez problemów, chociaż dookoła nas tłoczyły się wycieczki szkolne w różnym wieku. Nasz przewodnik już wszedł z grupą do kopalni więc musieliśmy go dogonić, co w ciemnościach w tłumie krzyczących dzieci nie było łatwe ale udało się. Historia kopalni jest bardzo interesująca.
Pierwszy zapis o prowadzonych tu robotach górniczych pochodzi z 1273 r. Największy rozkwit górnictwa złota przypadł w Złotym Stoku na początek XVI w. W 1507 r. przeniesiono tu z Ząbkowic Śląskich mennicę książęcą i zaczęto bić złote dukaty. Przyniosło to wzrost rangi miasta i wymierne korzyści finansowe. W drugiej dekadzie XVI w. zaczęły tu inwestować europejskie spółki górniczo-hutnicze. W tym czasie ze swoich prawie 200 kopalni Złoty Stok dostarczał około 8% całej europejskiej produkcji złota.
Złoto ze Złotego Stoku ma znaczący udział w historii świata. Właściciele kopalni Fuggerowie wspierali swym złotem królową hiszpańską Izabelę, która mogła dzięki temu sfinansować wyprawę Krzysztofa Kolumba. Potem wydobycie złota przestało być opłacalne aż w 1848r. opracowana została przez Wilhelma Güttlera tańsza metoda produkcji złota,
Wilhelm Güttler wykupił wszystkie tereny górnicze. Własność tę utrzymywali jego spadkobiercy aż do 1945 r. Właśnie dzięki ich staraniom, w 1900 r. wybudowano linię kolejową, łączącą Złoty Stok z Kamieńcem Ząbkowickim, co niewątpliwie przyczyniło się do znacznego rozwoju przemysłowego miasta. Działania II wojny światowej nie przyniosły zniszczeń w kopalni, a po jej zakończeniu Niemcy przekazali całość władzom polskim w stanie nienaruszonym.
W 1962 roku z niewyjaśnionych dotąd przyczyn "odgórnym zarządzeniem" zakończono działalność górniczo-hutniczą w Złotym Stoku. Kopalnia przynosiła urobek roczny na poziomie 20-30 kg złota, dopiero w 1961 roku urobek z niewyjaśnionych przyczyn spadł nagle do 7 kg.
Na przestrzeni całego okresu wydobywczego, tj. w ciągu ponad 700 lat, wydobyto w Złotym Stoku ok. 16 ton czystego złota. Bryłę obrazującą 16 ton złota można obejrzeć w kopalni. Podziwialiśmy tam też 8 metrowy wodospad i na zakończenie małą górniczą kolejką wyjechaliśmy na powierzchnię, a tam czekała na nas niespodzianka - burza z ulewnym deszczem. Próbowaliśmy przeczekać w kawiarni tym bardziej że mieliśmy jeszcze bilety na zwiedzanie starego osiedla górniczego, ale wszystko na nic rozpadało się na dobre. Przebiegliśmy w deszczu między piorunami do kampera i podjechaliśmy na następny kamping "Nad Stawami". Dziwny kamping usytuowany na podwórku gospodarstwa (rzeczywiście nad stawami), ale nie ma co marudzić lepszy taki kamping niż żaden ocena ok 3. jedno WC i prysznic -czyste. Podłączyliśmy prąd i przy domowym obiadku przeczekaliśmy deszcz. Gdy wyszło słońce mogliśmy jechać do Kamieńca Ząbkowickiego do pałacu Marianny Orańskiej.
Historia nieodłącznie związała życie i działalność Marianny Orańskiej, córki Wilhelma I Orańskiego, króla Niderlandów, jednej z najciekawszych postaci kobiecych XIX-wiecznej Europy, z rozległymi dobrami na Ziemi Kłodzkiej, które królewna odziedziczyła po swojej matce. W Kamieńcu znajdziemy jeszcze kilka interesujących obiektów ufundowany przez Mariannę - neogotycki kościół ewangelicki (teraz sala widowiskowo-
wystawiennicza),cmentarz ewangelicki i ruiny mauzoleum rodziny Hohenzollernów.
Królewna rozstawała się ze swoim mężem, księciem Albrechtem Hohenzollernem, w atmosferze skandalu, wywołanego nie tyle nawet samym romansem z dworskim bibliotekarzem, któremu dla ratowania jej honoru nadano tytuł szlachecki, ile raczej faktem pojawienia się na świecie ich nieślubnego dziecka oraz decyzją dalszego życia z kochankiem. Nałożone na Mariannę kara infamii oraz nakaz meldowania o swojej obecności na policji w przypadku przebywania na terenie Prus dłużej niż dobę, zmusiły ją do przeniesienia się za austriacką granicę, zaledwie kilkanaście kilometrów od jej kłodzkich posiadłości, skąd z rezydencji w Bílej Vodzie doglądać mogła swojego majątku, w tym trwającej od wielu lat budowy pałacu w Kamieńcu Ząbkowickim.
Z przewodnikiem w grupie 10-osobowej zwiedzamy pałac, budowa pałacu trwała 30 lat prace pochłonęły kwotę miliona talarów, co wówczas odpowiadało blisko 3 tonom złota. W 1942 roku Kamieniec przejęła paramilitarna organizacja Todta i do rezydencji zaczęto zwozić dzieła sztuki z całego Śląska. Prawdopodobnie w komnatach umieszczono również cześć zbiorów wawelskich. Miały tu czekać na wywiezienie na zachód i częściowo to niemcom się udało. W czterdziestym piątym rpku zamek przejęli Rosjanie i wywieźli z pałacu 15 wagonów, w pełni załadowanych dziełami sztuki, meblami i antykami. Rosjanie na początku 1946 roku podpalili pałac. Mimo że częściowo spalony i ogołocony z najcenniejszego wyposażenia, potężny obiekt nadal znajdował się w dobrym stanie. Po wyjeździe rosjan zaczął się polski szaber, oficjalny i nieoficjalny. Oficjalnie brała Warszawa to co można było jeszcze wywieźć do muzeów. Ale przede wszystkim brano marmury na budowę Pałacu Kultury, braterskiego daru ZSRR dla Polski. Kamienne elementy z zamku ładowano do wagonów na stacji w Kamieńcu i Przyłęku, następnie jechały do Strzelina, gdzie zmieniano listy przewozowe, według których pochodziły z kopalni granitu w Strzelinie. Dziś już wiadomo, które sale Pałacu Kultury są wyłożone granitem ząbkowickim. Wojewódzki konserwator zabytków wyraził zgodę na złomowanie pomnika i Nike poszła na złom.
Zwiedziliśmy stajnie i dziedziniec gdzie już wtedy do oświetlenia wykorzystywano ekologiczny biogaz z nawozu końskiego. Potem przeszliśmy do głównego wejścia i do części mieszkalnej. Pałac niesamowicie duży i piękny, odbudowa trwa od 2012r już 10 lat i końca nie widać.
Wracamy na kamping "Nad Stawami"

21 VI- wtorek (10 dzień) -Wyruszamy do Paczkowa. Bardzo dobrze zachowane średniowieczne mury obronne, miejscami wysokie na 7 metrów, zbudowane z kamienia łamanego, otaczają miasto regularnym owalem o długości 1200 metrów. Elementami zachowanych obwarowań Paczkowa są także trzy wieże bramne - Wrocławska, Kłodzka i Ząbkowicka - oraz brama Nyska. To właśnie dzięki murom obronnym Paczków znany jest jako "Polskie Carcassonne".
Idziemy do Muzeum Gazownictwa. Niestety trwa konferencja i nie wiadomo kiedy się skończy, więc skręcamy do muzeum motoryzacji; jest otwarte i nawet zwiedzanie za darmo, bo jeszcze w trakcie organizacji.
Jeszcze zajrzymy na Rynek. Zabudowa Rynku utrzymana jest w dawnych proporcjach i układach budynków. Rynkowe kamienice reprezentują styl renesansowy, barokowy, klasycystyczny, a nawet gotycki. Najstarsze z nich pochodzą
z ok. 1500 roku. W centrum stoi ratusz z XVI wieku, jednak wielokrotnie przebudowywany, dlatego oryginalny renesansowy charakter zachowała do dziś jedynie wieża ratuszowa, z której oglądamy panoramę miasta. Niedaleko rynku, tuż za Wieżą Nyską stoi Dom Kata wzniesiony metodą muru pruskiego.
Wracamy do Muzeum Gazownictwa- już czynne! Muzeum mieści się w starych budynkach gazowni, która wybudowana w roku 1902 dostarczała gaz dla potrzeb miasta do połowy roku 1977. Obecnie
teren gazowni w całości przeznaczono na skansen gazownictwa. Nie jest to jedyny w Polsce obiekt, gdzie zachowały się w całości urządzenia do produkcji gazu miejskiego, drugi znajduje się w Warszawie na ulicy Kasprzaka w dawnej gazowni.


Następny przystanek to Otmuchów. Piękne miejsce, dookoła góry, miasto w kotlinie a na wzgórzu zamek.
Zamek otmuchowski został wzniesiony już w XIII wieku, na miejscu drewnianego grodu, a później został przebudowany przez biskupa
Rotha w 1484 roku. W latach 1585-96 zyskał charakter renesansowej budowli. Z tego właśnie okresu pochodzi zwieńczenie wieży zamkowej i sgraffitowe obramowanie okien. W II połowie XVII wieku zamek przekształcono w letnią rezydencję biskupów wrocławskich. Wówczas powstały unikatowe "końskie schody", którymi wspinaliśmy się do recepcji gdzie sprzedawano bilety na wieżę zamkową. W XIX wieku zamek w Otmuchowie częściowo został zniszczony podczas wojen śląskich, po odbudowie, przed II wojną światową zaadaptowano go na potrzeby turystyki. Na zamku w Otmuchowie jest dziś restauracja i hotel. Turyści mogą wejść na zamkową wieżę i stamtąd podziwiać panoramę Otmuchowa.
Ratusz w Otmuchowie wybudowany jest w stylu renesansowym, prawdopodobnie powstał około 1538 roku. Na ścianach ratusza, w jego południowo-wschodniej części zachował się XVI-wieczny, piękny zegar słoneczny. Pokaźna wieża ratuszowa zwieńczona jest kopułą i ma aż sześć kondygnacji. Na piątej mieści się widokowa galeryjka z ozdobnymi poręczami.
Jedziemy na kamping PTTK nr 42 nad Jeziorem Otmuchowskim. Jezioro powstało w latach 1928-33 jako zbiornik retencyjny na rzece
Nysa Kłodzka. Kamping wygląda jak skansen z lat 70.
Plusem jest jezioro i piękny widok na góry. Minusem wąska plaża i przejeżdżające tuż obok pociągi towarowe. Sanitariaty trochę retro ale czyste. Ocena 3,8.


22 VI -środa (11 dzień) Ruszamy w kierunku Nysy. Miasto wygląda jak jeden wielki plac budowy. Na pewno jak ukończą prace będzie ładnie, na razie mamy problem z zaparkowaniem kampera w pobliżu Pałacu Biskupiego gdzie mieści się muzeum. Po zwiedzeniu muzeum przebiegliśmy przez miasto pomiędzy wykopami i parkanami podziwiając wieże bramy Wrocławskiej i Ziębickiej, piękną studnię która jest obiektem unikatowym w skali kraju, uznawanym za arcydzieło barokowej sztuki kowalskiej. i fontannę Trytona wzorowana na rzymskiej Fontannie Trytona Berniniego. Zbudowana w latach 1700-1701, wykuta przez nieznanego autora w marmurze. Zrezygnowaliśmy ze zwiedzania fortów bo jednak kamper zaparkowany był byle jak na wąskiej uliczce i mógł spowodować duże utrudnienie dla przejeżdżających samochodów.
Jedziemy do zamku w Mosznej. Nazwa miejscowości pochodzi prawdopodobnie od nazwiska Moschin, rodziny przybyłej do tutejszej parafii w XIV wieku.
Jak głosi legenda, Moszna w średniowieczu należała do Zakonu Templariuszy. W 1723 roku po śmierci właścicielki Ursuli Marii von Skall, Moszna przeszła w ręce jej kuzyna - Georga Wilhelma von Reisewitz. Z tego okresu pochodzi środkowa część dzisiejszego zamku
Od 1866 roku właścicielem zamku jest Hubert von Tiele-Winckler. Od tej pory pałac należał do jednego z najbogatszych rodów nie tylko w tej części regionu, ale w XIX w. w całym cesarstwie niemieckim. Rodzina von Tiele-Winckler zawrotnie pomnożyła swój
majątek zaledwie w ciągu 100 lat. Do nich należały rozległe majątki m.in. w Miechowicach (dzisiejsza dzielnica Bytomia), Mosznej, Mysłowicach oraz dobra rycerskie Katowice, które dzięki strategicznym posunięciom tej familii w 1865 r. otrzymały prawa miejskie. Ci miliarderzy posiadali swoje pola górnicze, kopalnie i huty oraz prawa do samodzielnego wydobycia węgla, bez konieczności uzyskiwania zgody władz oraz bez obowiązku płacenia niektórych podatków.
Syn Huberta -Franz-Hubert w 1895 wszedł w szeregi arystokracji dzięki tytułowi hrabiowskiemu, nadanemu mu przez cesarza
Wilhelma. Rok później, po pożarze, odbudował on i rozbudował swoją siedzibę. W 1904, 1911 i 1912 r. hrabiego odwiedził władca Niemiec, przybywając na polowanie i to dla niego wybudowano, w latach 1911 - 1913 skrzydło zachodnie. Syn Franza-Hubert, Claus-Peter w okresie międzywojennym przehulał część fortuny przodków. Umierając bezdzietny, usynowił swojego kuzyna, którego syn miał dziedziczyć majątek i tytuł hrabiowski. Jego rodzina mieszkała do końca wojny w zamku Moszna uchodząc do Niemiec przed nadchodzącą armią czerwoną. Po wojnie losy zamku układały się różnie - od 1961-2013 roku funkcjonuje jako sanatorium.
Moszna - Zamek, zgodnie z fantazją Franza-Huberta, ma 365 pomieszczeń i 99 wież z których słynie i wygląda jak bajkowy zamek z filmów Disneya. Wewnątrz też jest piękny Najciekawsza część do zwiedzania znajduje się w tzw. skrzydle wschodnim. Wejście wspaniałe, podobno żadna ówczesna rezydencja nie miała tak imponującej zabudowy korytarza. Na piętrze zwiedzamy pokój pana, czyli hrabiego Huberta, a potem jego syna Franciszka Huberta, to pomieszczenie składa się z trzech mniejszych, oddzielonych od siebie schodami. Tu właściciele Mosznej rezydowali przy swoim biurku i załatwiali najważniejsze sprawy. Oryginalne biurko stoi do dziś. wielkie obrazy, zabytkowe arrasy, wykończenia z marmuru i stiuku, kominki i witraże. Nic dziwnego - gdy rodzina przeniosła się tu z pałacu w Miechowicach, Moszna stała się siedzibą rodową.
W dawnej sali balowej można zjeść obiad w restauracji, a potem odpocząć w przylegającej do niej palmiarni. Park w stylu angielskim w założeniu miał zlewać się z naturalnym otoczeniem, za to w środku wytyczono aleje i system kanałów, którymi pływały łodzie. Goście wsiadali do łodzi przy samym pałacu i tak udawali się na zwiedzanie zielonej posiadłości.
Nocleg załatwiliśmy na kampingu Turawik - kamping olbrzymi dopiero w trakcie organizacji. Prawie wszystkie stanowiska dla kamperów są na polu w pełnym słońcu. Udało nam się zaparkować pod jednym drzewkiem by lodówka była w cieniu. Sanitariaty nowiutkie, nowoczesne, ale jeszcze źle zorganizowane. Aby się wykąpać trzeba jedną ręką machać by się światło nie wyłączyło a łokciem przytrzymywać kurek z wodą bo automatycznie się wyłączała co minutę i leciała albo za zimna albo za gorąca. Właściciel kampingu dopiero wprowadzał usprawnienia. Poza tym prysznic zamontowany u góry spryskiwał całą kabinę, więc ubranie i ręcznik trzeba było zostawić przy umywalkach, a duże łazienki były nie ogrzewane i mocno przewiewne. Po wprowadzeniu poprawek na pewno będzie zasługiwał na maksymalną ocenę 6 punktów.
Na rowerach zwiedziliśmy okolicę, przejechaliśmy wzdłuż wąskiej plaży nad jeziorem, są tu bary i grille, kioski, dużo domów wczasowych i pokoi do wynajęcia, są też trasy rowerowe przez podmokły las i to chyba wszystko.
23 VI- czwartek (12 dzień) - Jedziemy w kierunku Warszawy. Na trasie mamy jeszcze Park Nauki i Ewolucji Człowieka w Krasiejowie. Olbrzymi nowoczesny kompleks, bilety bardzo drogie. Znów dużo wycieczek szkolnych a czynna tylko jedna kasa. Zrobił się korek, bo były problemy z wydawaniem faktur dla wycieczek. Stoimy i czekamy, czekamy aż nam się znudziło i poszliśmy do pawilonu gdzie nie było kolejek i dinozaurów, tylko ewolucja człowieka - też ciekawe.
W połowie drogi zatrzymaliśmy się na nocleg u znajomych w Bełchatowie. Zakwaterowanie luksusowe.

24 VI- piątek (13 dzień) - Szczęśliwie bez żadnych przygód powróciliśmy do Warszawy.



Powrót do treści | Wróć do menu głównego