Menu główne:
Camperem przez Polskę
Wyprawa na Górny Śląsk 13 VI -23 VI-2024r
Trasa : Warszawa - Koszęcin - Tarnowskie Góry - Piekary Śląskie - Będzin - Świerklaniec - Tarnowskie Góry - Pławniowice - Chorzów - Piekary Śląskie- Miechowice (Bytom) - Czechowice (Kąpielisko) - Gliwice - Czechowice - Hudów - Ruda Śląska - Katowice - Pszczyna - Tychy - Oświęcim - Osiek - Oświęcim - Babice - Imielin - Olkusz - Rabsztyn - Klucze - Błędów - Warszawa
1dzień 13VI czwartek Warszawa - Tarnowskie GóryGodzina 10 00 - Start, rozpoczynamy naszą 8 wyprawę po Polsce jedziemy na Górny Śląsk. W Tarnowskich Górach odwiedzimy przyjaciół poznanych na kampingu w Lądku Zdroju, a w Piekarach Śląskich my zwykli gorole z centralnej polski wstąpimy do rodziny, gdzie wszyscy z dziada pradziada są Ślązakami czyli Hanysami.
Skomplikowana historia Górnego Śląska sprawiła, że jego teren należał niespełna 440 lat do Polski (z tego ponad 200 lat jako samodzielne księstwa), ponad 270 lat - do Królestwa Czeskiego, 214 lat do Austrii i 182 lata do Prus.
A mimo to Ślązacy czuli się Polakami i po I Wojnie Światowej po 3 powstaniach (1919, 1920 i 1921) i plebiscycie Polska przejęła 29% obszaru Śląska objętego plebiscytem. W ten sposób Piekary Śląskie i Tarnowskie Góry znalazły się w Polsce z czego rodzina była bardzo dumna, a granica przebiegała, wzdłuż rzeczki Brynicy. Dalej wyznaczona na mapie granica biegła przypadkowo np. przez środek domu, tak że kuchnia była w Niemczech a pokój w Polsce, przez pola uprawne. U wielu gospodarzy pszenica rosła po niemieckiej stronie a kartofle w Polsce, co bardzo utrudniało codzienne życie.
8 października 1939 roku dekretem Adolfa Hitlera obszar Górnego Śląska został wcielony do Rzeszy. W wyniku dalszych działań, od marca 1941 90% mieszkańców rejencji katowickiej wpisano na niemiecką listę narodowościową DVL (niem. Deutsche Volksliste), a ok. 40 000 wcielono przymusowo do WehrmachtuDumni Ślązacy jakoś to wszystko przetrzymali a co najdziwniejsze mimo silnej germanizacji zachowali swoją gwarę, tradycyjne stroje śląskie i regionalną kuchnię. Rolada z kluskami i modrą kapustą to niewątpliwie ulubiony obiad Ślązaków. W menu prawdziwego Hanysa muszą znaleźć się także karminadle- kotlety mielone ale zrobione z mieszanki mięsa wieprzowego i wołowego, zupa wodzionka z czerstwego chleba, czosnku i smalcu ze skwarkami - podobno to królowa zup, a na deser szpajza- krem z jajek i żelatyny przypominający kremową piankę, kołocz - ciasto z maślanym zapachem i posypką z nadzieniem serowym, makowym lub jabłkowym albo kreple czyli pączki.
Na trasie mamy miejscowość Koszęcin i pałac z XVII w. Pałac w Koszęcinie zbudowano w latach 1829-30, wykorzystując pozostałości starszej budowli. Był on własnością rodu Hohenlohe Ingelfingen aż do 1945 roku. Od 1953r jest siedzibą zespołu "Śląsk". Z kampera dzwonimy z pytaniem czy dzisiaj możemy zwiedzić pałac. Dowiadujemy się że zwiedzanie kończy się o 15, a my dojedziemy po 15. Miły pan przy telefonie powiedział, że będzie na nas czekać. I czekał - pół godziny! Były baletmisrz z Milanówka, który całym sercem związany jest z zespołem "Śląsk" oprowadził naszą 2 osobową grupę po pałacu, obejrzeliśmy najbardziej reprezentacyjną część - skrzydło zachodnie. Mieści ono najpiękniejsze sale: balową, zieloną i kominkową i gabinet Profesora Hadyny. Podziwialiśmy piękne stroje ludowe z różnych regionów, z Piekar Śląskich też (rozbarskie). W specjalnej sali wystawione były pamiątki przywiezione z występów w 44 krajach. Szkoda, że nie można było posłuchać pieśni śląskich, chociaż z magnetofonu. Za to wysłuchaliśmy historii powstania zespołu " Śląsk". Ważna osobistość z władz śląskich po obejrzeniu występów zespołu Mazowsze zdziwił się że w repertuarze nie mają tańców i pieśni śląskich. Po powrocie do Katowic wezwał Hadynę i wydał poleceniu utworzenia zespołu "Śląsk". Hadyna zgodził się pod warunkiem że na siedzibę zespołu dostaną pałac a z repertuarem nie miał żadnych problemów bo jego ojciec był nauczycielem muzyki, kompozytorem oraz zbieraczem pieśni ludowych więc wszystko miał przygotowane do występów.
Z Koszęcina jedziemy prosto do Tarnowskich Gór, gdzie czekają na nas przyjaciele poznani na trasie wędrówek przez Dolny Śląsk. Zaparkowaliśmy na podwórku i spędziliśmy miły wieczór na wspomnieniach z podróży.
2dzień -14 VI piątekPo śniadaniu zamawiamy taxi i jedziemy do kopalni srebra, jest to pozostałość po działającej do 1913 r. królewskiej kopalni kruszców Fryderyk. Kopalnia funkcjonowała od 1784 roku. Zwiedzamy labirynt korytarzy, z których najniższy fragment ma wysokość ok. 140 cm. Szlak dla turystów liczy 1740 m i łączy ze sobą trzy dawne szyby górnicze: Anioł, Żmija i Szczęść Boże. Można zapoznać się tu m.in. z metodami wydobycia metali i odwadniania podziemi.
Na podwórku oglądamy skansen maszyn parowych. W 1788 r. przy szybie Abraham została zainstalowana pierwsza na Górnym Śląsku, a druga na kontynencie 32-cylindrowa maszyna parowa do odwadniania kopalni, sprowadzona z Cardiff. Dotychczas odwadnianie odbywało się za pomocą koni chodzących w kieracie.
Ściśle związane z górnictwem tarnogórskim było pionierskie rozwiązanie w skali światowej, w którym przy pomocy maszyny parowej dostarczano mieszkańcom wodę pogórniczą do celów spożywczych. Utworzone wodociągi miejskie w 1797 r. pracują do dnia dzisiejszego, przy użyciu nowej technologii zasilają centrum miasta w wodę z wyrobisk korytarzowych nieczynnej już Kopalni Fryderyk. To niezwykłe rozwiązanie nie tylko uratowało przed epidemią, ale miało wpływ na dalszy rozwój miasta i całego regionu. W 1884 uruchomiono na bazie podziemi tarnogórskich wodociągi górnośląskie (Zakład Wodociągowy Staszic). Wodociągi zaopatrywały całą aglomerację śląską a rurociągi z tego zakładu dostarczały wodę do Bytomia, Rudy Śląskiej, Chorzowa) aż do Katowic.
Taksówką podjeżdżamy do Nakła (dzielnica Tarnowskich Gór) do zamku Donnersmarcków.
Ponieważ będziemy zwiedzać dużą ilość zamków Donnesmarcków najpierw zapoznajemy się z historią tego rodu. Wywodzą się ze Spiszu na Słowacji ( Donnersmarkt - po niem. znaczy Czwartkowy Targ). Już w 1417 otrzymali herb od króla węgierskiego Zygmunta Luksemburskiego. Łazarz I który był kupcem i bankierem ( zyski czerpali też z targów czwartkowych) pożyczył Habsburgom pieniądze na wojnę z Turkami, jako zabezpieczenie zaciągniętych sum otrzymał szereg przywilejów i ziemię pod zastaw. W ten sposób dostały się w ręce Hencklów Donnesmarcków ziemie m.in. bytomskie (z Tarnowskimi Górami). Ostatecznie pod ich władzę przeszły te ziemie w czasie wojny trzydziestoletniej (1618-1648).
Donnesmarckowie byli właścicielami dużej ilości pałaców na Górnym ŚląskuDobra nakielskie były własnością rodu Henckel von Donnersmarck W ich rękach znajdowały się od końca XVII w. aż do 1945 r., czyli przez około 250 lat. Przez prawie 90 lat domem dla jednej z linii tego rodu był pałac w Nakle, ufundowany przez hrabiego Hugona I z Siemianowic, jednego z najpotężniejszych magnatów śląskich. Hrabia Hugo nie jest tak znany i sławny jak jego kuzyn książę Guido ze Świerklańca. Hugo żył 68 lat w tym czasie wydobycie węgla w jego kopalniach wzrosło ponad 150-krotnie, a wartość urobku ponad 250-krotnie. Mimo postępu technicznego i stosowania coraz nowocześniejszych metod produkcji liczba robotników w zakładach hrabiego wzrosła prawie 90-krotnie.
Pałac zwiedzamy bez przewodnika.
We wnętrzach zorganizowano wystawę obrazów, z dawnego zamku zobaczyliśmy tylko piękne okna z żelaznymi okiennicami, sufity, drewniane parkiety i polichromie na ścianach, trochę zabytkowych mebli i pamiątki po rodzinie Henckel von Donnersmack.
Przed zamkiem jest przystanek autobusowy tuż obok dziewiętnastowiecznego kościoła ufundowanego przez hrabiego Łazarza Henckel von Donnersmarcka
Autobusem miejskim wracamy na obiad (pyszne pierogi z czereśniami).Po obiedzie idziemy na rynek. Po drodze mijamy dużo wysiedlonych starych domów co sprawia przygnębiające wrażenie. Ratusz znajdujący się na Rynku jest uznawany za jeden z najpiękniejszych w regionie, ewangelicki kościół Zbawiciela, niestety niefortunnie dobudowano do niego nowoczesny budynek co oszpeciło ten piękny zabytek. A może konserwator zabytków ma odmienne zdanie?
Wśród zabytkowych kamienic wyróżnia się budynek winiarni "Sedlaczek". powstał w 1526 r. Wśród odwiedzających dom gości należy wymienić postać Jana III, Augusta II, Augusta III, Juliana Ursyna Niemcewicza oraz Jana Wolfganga Goethego. Jednak to Jan Sedlaczek, kupiec czeskiego pochodzenia odcisną istotne piętno kupując w 1805 r. budynek i zakładając w nim winiarnie, istniejącą do dzisiaj, a do 1922 r. prowadzoną przez syna i wnuka założyciela. Jest to najlepiej zachowany w mieście przykład dawnej architektury świeckiej, z renesansowymi stropami, portalami i sklepieniami. Na piętrze kamienicy mieści się muzeum historii Tarnowskich Gór.
Na rynku zachowała się wiekowa studnia wyposażona w ręczny kołowrotek i daszek. Kiedyś na rynku były dwie takie studnie i zasilały miasto w wodę
Po deserze i domowej nalewce pożegnaliśmy przyjaciół i jedziemy dalej do Piekar Śląskich.
Wjazd na posesję był wąski i lekko skosem w czasie manewrów w których uczestniczyła rodzina wystający dach garażu przeciął jak nożem bok kampera na długości pół metra. Po żarliwej dyskusji i konsultacjach telefonicznych kupiliśmy w centrum handlowym masę plastyczną i załataliśmy dziurę. Teraz mogliśmy zasiąść do kolacji a potem przy winie gadaliśmy do 24.
3dzień 15 VI sobota Piekary Śl. Pobudka o godzinie 8, mimo że rodzina sypia w niedzielę do 10. Po śniadaniu krótka narada co zwiedzać. Decyzja zapadła. Gospodarze jadą na targ do Będzina i podrzucą nas pod Zamek Królewski a potem zwiedzimy Pałac Mieroszewskich i wracamy razem. Kamper po operacji będzie odpoczywał na podwórku.
Zamek Kazimierza Wielkiego wspaniale odbudowany stoi na wzgórzu jak nowy. Kupiliśmy bilet ulgowy za 25 zł (zamek i pałac).
Zamek w Będzinie- średniowieczna warownia obronna wzniesiona w połowie XIV wieku przez Kazimierza Wielkiego w systemie tzw. Orlich Gniazd w Małopolsce, 4,5 km od granicy ze Śląskiem, na wzgórzu nad Czarną Przemszą; wielokrotnie niszczona, odbudowana w 1956. Od 1956 roku w zamku swoje zbiory prezentuje Muzeum Zagłębia. Na parterze można poznać dzieje Będzina; na pierwszym i drugim piętrze wyeksponowano bogate zbiory dawnej broni, od XVI do XX wieku. na strychu wystawa fotografii Arciszewskiego Zwiedzającym udostępniono też wieżę zamkową, z której roztacza się panorama Zagłębia.
Po drugiej stronie ulicy zwiedzamy Pałac Mieroszewskich. Piękny od frontu, od ogrodu mniej. Pałac z 1702 roku jest typową XVIII - wieczną siedzibą szlachecką wzorowaną na pałacach francuskich. Rodzina Mieroszewskich była jednym z potężniejszych rodów pogranicza małopolsko - śląskiego (dawne Księstwo Siewierskie). W swoich rękach skupili olbrzymie dobra po obu stronach Brynicy. Do dziś zachowały się trzy ich pałace: w Siemianowicach, pałacyk gościnny w Zagórzu i najokazalszy w Gzichowie -Będzinie. Pałac Będziński od 1890 do 1939 r. był własnością Towarzystwa Kopalń i Hut Sosnowieckich. W tym okresie zaadaptowano go na biura oraz mieszkania. Po I wojnie założono oświetlenie elektryczne, kanalizację, wybudowano piece kaflowe, m. in. na parterze znajdował się ozdobny piec z polskimi orłami. Po wojnie był tu Urząd i Dom Kultury. Polichromie na ścianach były zamalowane, wyposażenie rozszabrowane. W 1982 r. zakończono prace konserwacyjne pałacu i parku. Obecnie pałac jest częścią Muzeum Zagłębia. We wnętrzu znajdują się zbiory archeologiczne, etnograficzne oraz historyczne.
Do domu wróciliśmy o 13 30 i od razu pojechaliśmy na dawną granicę Polsko- Niemiecką gdzie w okresie międzywojennym wybudowano sieć bunkrów do obrony przed napaścią ze strony Niemiec. Obszar Warowny "Śląsk" to jedyna zachowana na terenie współczesnej Polski linia stałych fortyfikacji pochodzących z lat 20. Co więcej, to jedna z nielicznych europejskich linii obronnych, które nie zostały zniszczone podczas wojny. Prawdziwa perła! Specjalnie do opieki nad bunkrami stworzono Stowarzyszenie na Rzecz Zabytków i Fortyfikacji "Pro Fortalicium". Ochotnicy od roku 2005 odkopują i zabezpieczają bunkry przed dewastacją.
Zbierają broń, elementy umocnień, dokumentację i zdjęcia. Przewodnik bardzo interesująco opowiadał o znaczeniu bunkrów ich budowie i losach po wojnie, niektóre znalazły się na prywatnych posesjach i służą jako piwnice- chłodnie, jedną zlikwidowano na trasie szybkiego ruchu. 42 schrony wpisano do rejestru zabytków nieruchomych województwa śląskiego Dowiedzieliśmy się o jedynej zwycięskiej bitwie stoczonej w pierwszych dniach września 1939 r. pod Mikołowem pomiędzy Gostyniem a Wyrami (bitwa Wyrska), niestety Rydz Śmigły podjął decyzję opuszczenia umocnień Obszaru Warownego "Śląsk" i wszyscy zapomnieli o tym fakcie. Chyba Polacy wolą świętować klęski.
O 15 30 jedziemy prosto do Świerklańca bo jest niedaleko a w sobotę zwiedzanie z przewodnikiem. Trochę się spóźniliśmy bo prelekcja o historii pałacu i jego właścicielach już trwała. Na filmie pani przewodnik pokazała nam jak kiedyś wyglądał pałac zwany "Małym Wersalem" po którym pozostały tylko fundamenty w parku. W 1945 pałac spłonął a ruiny rozebrano.
Świerklaniec od 1623 roku był własnością rodu Henckel von Donnersmarck. Na tym podmokłym terenie od XII w. na wyspie stał mały Zamek Piastowski. Hrabia Guido dla swej ukochanej Blanki postanowił obok zamku wybudować olbrzymi pałac. W latach 1869-1876 powstała wspaniała rezydencja w stylu Ludwika XIV. Pałac został zaprojektowany przez Hectora Lefuela, nadwornego budowniczego Napoleona III, który przebudował paryski Luwr. Pałac zawierał 34 duże sale oraz 6 luksusowych apartamentów, z wyposażeniem w ekskluzywne łazienki, systemy ogrzewania i wentylacji. Nawet zastosowano biogaz z nawozu końskiego do oświetlenia parku.
Z zespołu pałacowego do dzisiaj ocalały baseny, tarasy i fontanny, Pałac Kawalera oraz kościół z grobowcami rodziny. Autorem rzeźb na tarasie, które ocalały, był Emmanuel Frémiet. Dwie pochodzące z parku pałacowego rzeźby lwów znajdują się w Zabrzu, natomiast brama do pałacu zdobi dziś wejście do ogrodu zoologicznego w chorzowskim parku rozrywki.
Potem zwiedziliśmy jedyny ocalały Pałac Kawalera wybudowany dla cesarza Wilhelma II i dla gości, Pałac od frontu miał jedno piętro a w środku 8 pięter. Dziwne! Sami liczyliśmy z klatki schodowej.
4dzień 16 VI niedziela Piekary - Pławniowice - Piekary
Razem z rodziną ich samochodem jedziemy znów do Tarnowskich Gór zwiedzić zamek w Starych Tarnowicach. Od rana padał deszcz więc nie było chętnych do zwiedzania. W grupie rodzinnej 4 osobowej przewodnik oprowadziła nas po zamku.
Zamek wybudowano w XVI w. w stylu renesansowym z dziedzińcem i krużgankami. Fundatorem był przypuszczalnie rycerski ród Włodków. W 1820 od Gottlieba von Büttnera kupił zamek wraz z okolicznymi dobrami hrabia Karol Łazarz Henckel von Donnersmarck ze Świerklańca. Młodszy syn hrabiego Guido Kraft, odziedziczył go w 1916. Nie zamieszkał on jednak w zamku, lecz na swoją siedzibę wybrał nowy pałac zbudowany w pobliżu Rept.
Po II wojnie światowej zamek i dobra tarnowickie zostały znacjonalizowane. Zamek stał się własnością PGR-u. W ciągu następnych dziesięcioleci coraz bardziej niszczał. W 2000 r. właścicielami stali się Rajner i Krystyna Smolorzowie, którzy podjęli się całkowitej renowacji zamku i otoczenia. W czerwcu 2011 nastąpiło oficjalne otwarcie Centrum Sztuki i Rzemiosła Dawnego.
Jedziemy do następnego pałacu w Pławniowicach.
Na zdjęciach piękny w naturze też. kiedyś należał do rodziny von Stechow potem do Bellestremów teraz jest własnością Kurii. Do rodziny Ballestremów należały też pałace w Rudzie, Kochcicach, Szklarach Górnych, Kostowie, Cerekwicy, Puszynie i Wrocławiu
Giovanni Baptysta Bellestrem z Turynu rodem z Włoch w czasie wojny o Śląsk między Habsburgami i Hohenzollernami, służył w armii pruskiego króla. Zwycięzcą był pruski władca Fryderyk II Wielki.
Po wojnie Baptysta pozostał na Górnym Śląsku i w 1748 r. ożenił się z Marią Elżbietą von Stechow . W ten sposób został właścicielem pałacu w Pławniowicach. Po przyłączeniu Śląska do Prus został mianowany pierwszym starostą toszecko-gliwickim. Kupił wówczas Rudę i Biskupice. Kilka lat później Prusy i Austria znowu starły się w wojnie siedmioletniej. Próba powrotu Śląska pod panowanie Habsburgów się nie powiodła. Giovanni Baptysta Zmarł na początku konfliktu, wskutek ran odniesionych w bitwie pod Pragą w 1757 r. Majątkiem zarządzał ojciec Marii a po jego śmierci panem rodowego majoratu został jej brat Karol Franciszek von Stechow. Następnym spadkobiercą majoratu został jego siostrzeniec i imiennik, prawie 50-letni Karol Franciszek hrabia von Ballestrem. Zarządzał swym majątkiem w latach 1798-1822. Bezcennym wsparciem był zarządca majątku, geniusz finansowy Karol Godula. Dzięki współpracy
hrabiego i przemysłowca majątek Ballestremów przekształcił się w duży kompleks przemysłowy, sprawnie rozwijany przez kolejne pokolenia. Karol Franciszek von Ballestrem zmarł w 1822 roku, majorat odziedziczył Karol Ludwik. Po nim dziedziczyli kolejno: Karol Wolfgang, Karol Franciszek, Walenty i Mikołaj Ballestrem. Osobisty majątek następnego spadkobiercy hrabiego Franciszka szacowano na ok. 18 mln marek. Dla porównania najbogatszy na Śląsku (i drugi w Niemczech) magnat, książę Guido von Donnersmarck ze Świerklańca posiadał fortunę szacowaną wówczas na prawie 200 mln marek.
Franciszek zasłynął tym że ostro bronił niemieckiego stanu posiadania na Górnym Śląsku. Głośna była jego wypowiedź, że "...Polaków górnośląskich należy bić po pysku...". Mimo to dbał o swoich pracowników, zakładał osiedla, przedszkola, kasyna, biblioteki. Dzięki jego staraniom prąd elektryczny do oświetlenia ulic w Rudzie zainstalowano w 1889 r.
W Głuchołazach wybudował dom wypoczynkowy. Był fundatorem kościołów w Biskupicach ( dzisiaj to dzielnica Zabrza) i Rudzie. dzięki funduszom hrabiego, zaczął także działać pierwszy wodociąg w Rudzie. Ród Ballestrem di Castellengo uczynił Rudę Śląską jedną z najbogatszych pruskich gmin.Gdy po pierwszej Wojnie podzielono Śląsk zakłady przemysłowe Bellestremów które znalazły się po polskiej stronie przekształcono w spółkę akcyjną "Zakłady Huta i Kopalnia Pokój" ale 75% jej kapitału należało do Ballestremów. Pod koniec wielkiego kryzysu Skarb Polski nabył od likwidatora huty "Pokój" ponad 50% akcji, przejmując kontrolę nad zakładem. W czasie II wojny hrabia odzyskał utracone udziały i włączył je do spółki "Oberhütten". W 1945 r hrabia wraz z rodziną uciekł do Drezna i tam zginęli pod gruzami bombardowanego miasta. Zwiedzanie pałacu w niedzielę udostępnione jest od godz.12 30 d0 14 30.
Przyjechaliśmy punktualnie by spokojnie wszystko obejrzeć. Przed kasami tłumy ludzi, to przez ten krótki czas zwiedzania. Maszerując noga za nogą gęsiego po wyznaczonych taśmami trasach przeszliśmy przez 5 komnat znajdujących się na pierwszym piętrze bez przewodnika. Informacja o poszczególnych pomieszczeniach włączała się automatycznie z magnetofonu. Raz słyszeliśmy końcówkę informacji a raz początek i szliśmy dalej. W pierwszym salonie z niesmakiem oglądaliśmy skóry zamordowenych zwierząt rzucone byle jak na podłogę i afrykańskie figurki, potem dowiedzieliśmy się że to nie własność Bellestremów tylko trofea przywiezione przez misjonarzy z Afryki. Zwiedzanie trwało niecałe pół godziny. Chcieliśmy jeszcze raz przejść tą samą trasą ale panie kierujące ruchem skierowały nas do
wyjścia. Czegoś podobnego nigdy nie przeżyliśmy. Wszyscy byli rozczarowani. Personel tłumaczył że to dlatego bo tutaj jest hotel dla księży i nie wolno im przeszkadzać. A przecież zwiedzaliśmy już zamki hotele, w Rynie przewodnik był nawet w stoju krzyżaka i nikomu grupa turystów nie przeszkadzała. Ale widocznie księżą turyści przeszkadzają.
Park też był taki sobie, jedna aleja dookoła stawu z rzęsą i z żabami. Żadnych kwiatów tylko drzewa może orginalne ale nie ma tabliczek z informacją co to za gatunek.
W drodze powrotnej wstąpiliśmy na obiad do "Karczmy u Biesa". Rolady, dewolaje, pstrągi wszystko było bardzo smaczne i trochę poprawiły nam się humory po tej nieudanej wyprawie do pałacu. Rodzina pojechała do domu piec kołacz na deser a my do Chorzowa zwiedzić skansen wsi górnośląskiej.
Skansen nas trochę rozczarował (może to w skutek zmęczenia albo dlatego że w telewizji leciały mecze piłki nożnej z naszą reprezentacją i męska część rodziny była zdenerwana). Skansen był taki sam albo bardzo podobny do wszystkich innych zwiedzanych w Polsce. Organizatorzy mogliby trochę urozmaicić zwiedzanie np. obrzędami ludowymi danego rejonu, jeżeli nie w naturze to chociaż nagrane na filmie.
I bardzo dziwne jest to że wszędzie w skansenach stoją domy bogatych chłopów, nigdzie nie widzieliśmy ziemianek i czworaków biedoty pańszczyźnianej. Czyżby ten wstydliwy kawałek historii starano się zamieść pod dywan.A przecież w skrajnej nędzy żyła większość chłopów a pańszczyzna (bezpłatna i przymusowa praca chłopów na rzecz właściciela ziemskiego) w Królestwie Polskim trwała do 1864 roku, kiedy to została ostatecznie zniesiona przez cara Aleksandra II. Najwcześniej zniesiono pańszczyznę w Księstwie Poznańskim bo w 1823 r. Na Śląsku pańszczyznę i poddaństwo zniesiono w 1850 r. po wielu buntach chłopskich i po rewolucji w Prusach (1848 - Wiosna Ludów) ale to nie zmieniło tragicznej sytuacji polskich chłopów na Górnym Śląsku. W wyniku nadużyć i obejścia obowiązującego prawa w XVIII w stracili oni 183 tys. morgów na rzecz niemieckich obszarników. Aby wykupić się z
pańszczyzny musieli sprzedać ziemię. Powiększyły się majątki magnatów przez rugowanie chłopów z roli. Większość stała się bezrolnymi robotnikami i tanią siłą roboczą w kopalniach i hutach.
W skansenie oglądaliśmy izby szkolne i trzeba tu przypomnieć że Prusy jako pierwsze państwo na świecie wprowadziły obowiązek szkolny w 1819 r. W połowie XIX w. do szkół już chodziło 50-60 proc. śląskich dzieci. Pod koniec wieku można mówić o likwidacji analfabetyzmu. Tymczasem po I wojnie w odradzającej się Polsce na ziemiach zaboru rosyjskiego było 60 proc. analfabetów, w Galicji po zaborze austriackim - 40 proc. A w przyłączonej do Polski części Górnego Śląska - 1,5 proc.!Wieczorem wybraliśmy się pieszo na Kopiec Wyzwolenia usypany przez okolicznych mieszkańców w latach 1932-1937 z okazji 250. rocznicy przemarszu husarii polskiej króla Jana III Sobieskiego pod Wiedeń oraz 15. rocznicę przyłączenia wschodniej części Górnego Śląska do Polsk (16 lipsa 1922)i. Widać stąd wieże piekarskich kościołów, bazyliki oraz wieżę wyciągową kopalni "Julian". Na północy widać Kozłową Górę i Jezioro w Świerklańcu oraz Winną Górę. Od zachodu ujrzeć można Księżą Górę.
5 dzień 17 VI poniedziałek
Rano pożegnaliśmy rodzinę. Przez wąską bramę przejechaliśmy bez problemów i dalej jedziemy do Miechowic (dzielnicy Bytomia). Tam obejrzeliśmy z zewnątrz ocalałą oficynę pałacu Tiele-Winclerów, gdzie obecnie jest dom kultury. Z reszty zamku pozostał tylko pagórek i fundamenty. W 1945 roku gmach został spalony, a zniszczone pozostałości z wyjątkiem oficyny zostały wysadzone w powietrze w 1954 roku.
Historia zamku
Kupiec Ignatz Domes w 1812 roku kupił wieś Miechowice i w 1817r wybudował pałac dla córki - Marii i jej męża Franciszka Aresina.Rok 1819 to początek kolejnej epoki w dziejach miechowickiego pałacu. Przybył wówczas na Górny Śląsk 16-letni wówczas Franz Winckler i podjął pracę jako górnik. Po latach praktyki w kilku kopalniach w wieku 23 lat został pełnomocnikiem Franciszka Aresina. Franz ożenił się z Alwiną Kalide i gdy jego córka Waleska miała 3 miesiące żona zmarła. Zmarł też Franciszek Aresin. Marii trudno było zarządzać majątkiem. Franz nie radził sobie z 3 letnią córką. Zawarli więc małżeństwo bez miłości. Franz Winckler ożenił się z o 14 lat od siebie starszą wdową Marią, właścicielką miechowickiego pałacu i sprawnie zarządzał majątkiem. W krótkim czasie kupił wioskę Katowice z 1000 mieszkańców i stał się właścicielem 69 pól górniczych, 7 hut cynku i 14 kopalń galmanu. Maria wychowywała jego córkę. Przynależność Franza do elity potwierdził król Pruski, Friedrich Wilhelm IV nadając mu pożądane trzy litery przed nazwiskiem - "von". Franz Winklar żył 48 lat zmarł w 1851r w i pochowany został w kaplicy rodowej na terenie swojego majątku w Miechowicach. Zostawił majątek wart 6 mln talarów. Żona Maria zmarła 2 lata po nim i Waleska stała się najbogatszą panną na wydaniu.
Kolejny rozdział napisała jego córka, Waleska oraz zięć Hubert von Tiele. Wyszła za mąż w 1854 roku za ubogiego szlachcica i oficera Hubertem Gustawem von Tiele. Hubert zajął się majątkiem i pomnożył go 5- krotnie. Waleska rodziła dzieci i działała charytatywnie. Mieli ośmioro dzieci w tym dziedzica fortuny, najstarszego syna Franza Huberta (1857) i najmłodszą córkę Ewę (1866).
W 1860 roku Hubert dobudowano prawe i lewe skrzydło pałacu w Miechowicach a w 1866 zakupił posiadłość Moszna. W 1880 zmarła jego żona Waleska, Ewa miała wtedy 13 lat i bardzo to przeżyła. Mając 16 lat przyjęła protestantyzm (jej mama była katoliczką) i niespełna dwa lata później, w 1884 roku została konfirmowana w tutejszym kościele ewangelickim. Ślubowała że życie poświęci biednym ludziom i słowa dotrzymała. Wyjechała do Bielefeld by w tamtejszych zakładach opiekuńczych przygotować się do pracy charytatywnej. W 1890 roku otrzymała w darze od ojca dom - "Ostoję Pokoju", w którym rozpoczęła swoją charytatywną pracę na rzecz potrzebujących, zajmowała się biednymi dziećmi, bezdomnymi, upośledzonymi i starcami. Nauczyła się języka polskiego aby dogadać się z miejscowymi pacjentami. Ponadto, Matka Ewa kształciła Siostry i wysyłała je do pracy misyjnej w 18 krajach świata, na wszystkie kontynenty. Opiekowała się każdym potrzebującym bez względu na wyznanie. Zmęczona wielkimi domami i zakładami, pragnęła zamieszkać jako biedna wśród biednych. Domek Matki Ewy został zbudowany w 1902r i tam zmarła w 1930r. Domek ze względu na swoje wyposażenie pochodzące z czasów Matki Ewy stanowi wartość muzealną,
W domku matki Ewy mieliśmy okazję obejrzeć stary egzemplarz biblii.
Najstarsze biblie Guttenberga pochodzą z 1455r.
Jedziemy do Gliwic autostradą A1, JPC sprawnie kieruje nas po zawiłych skrzyżowaniach autostrady, według polecenia skręciliśmy w prawo i o zgrozo jedziemy z powrotem do Piekar. Po 7 km udało się zawrócić.
Dojeżdżamy do kempingu Czechowice. Pole namiotowe puste tylko nasz kamper i dwóch rowerzystów z namiotem. Kontenery z łazienkami i WC nowiutkie czyste ale nie ma przyłączy by zatankować wodę do kampera. Nie ma zlewni szarej wody ani chemicznej. Cena 55 zł za dobę od osoby. Ocena kampingu -4.
Na obiad mamy domowe zapasy zupę kalafiorową z chlebem i możemy jechać do Gliwic (kamping położony jest na peryferiach). Sprawdzamy w internecie jazda rowerem trwa 31 minut a autobusem 37 minut. To chyba rowerem wyścigowym. Wybieramy autobus. I całe szczęście to jednak bardzo daleko, droga była rozkopana w trakcie remontu i nie było ścieżek rowerowych.
Gliwice.Autobusem 105 dojeżdżamy na rynek. Gorąco okrutne temperatura 30 stopni a tu rynek dokładnie zabetonowany i tylko 4 ławki w cieniu. Co to za moda robić z rynku kamienne pustynie zwłaszcza gdy klimat nam się ociepla. Dosiedliśmy się do miejscowych meneli na ławkę w cieniu, nie było wyboru.
Ratusz piękny z XV w. kamienice też, pod nr.25 mieszkała rodzina Troplowitzów twórców kremu nivea.
Zamek Piastowski niedaleko i wszystko nieczynne bo to poniedziałek nawet informacja turystyczna nieczynna.
Jedziemy zatem do portu wykupić zamówione bilety na wtorek na rejs statkiem po kanale gliwickim. Dwie przesiadki autobusem a dalej na piechotę. Po przejściu bramy gdzie nas nikt nie zatrzymał szukamy jakiejś informacji. To chyba port i baza przeładunkowa tirów. Po prawej stronie widać tory, olbrzymie hale i kanał, po lewej mijają nas tiry i ani żywej duszy by się zapytać. Dzwonimy na informację, zapewniają nas, że już niedaleko. Kasa jest w hali H a my zmęczeni i spoceni jesteśmy dopiero przed halą E. Zrezygnowaliśmy!!! Jeżeli jutro w takim upale znów trzeba będzie tyle kilometrów przejść do statku to żadna atrakcja a tylko tortury.
Z przesiadkami wracamy na kamping. Przystanek Czechowice- kąpielisko jest na życzenie więc trzeba być czujnym by nie przejechać. Jakoś dotarliśmy do kampera teraz prysznic i sałatka na kolację.
6 dzień 18 VI wtorek
Odpoczywamy na kampingu po upiornym poniedziałku. Przeszliśmy ponad 10 km i nic nie zwiedziliśmy tylko kolana bolą. Na obiad makaron Bolonese.
7 dzień 19 VI środa
Jedziemy w kierunku Katowic na trasie mamy Chudów gdzie są ruiny zamku z XVI w. i muzeum. Obok zamku odtworzono budynek dawnej karczmy i zabytkowy spichlerz. Podjeżdżamy i dowiadujemy się że zamek nieczynny reszta w trakcie remontu, kiedyś na pewno będzie tu pięknie.
Dalej na trasie mamy Rudę Śląską, chcemy zaparkować blisko rynku ale brak parkingów, boczne ulice dokładnie zastawione samochodami tak że nasz kamper już się nie wciśnie. Objechaliśmy rynek dookoła i w ten sposób obejrzeliśmy kościół z 1912 roku (Św. Pawła Apostoła), potężną, neoromańska bazylikę z masywną wieżą.Zatrzymaliśmy się dopiero w muzeum PRL-u położonym na przedmieściach Rudy. Tam był duży wygodny parking. Muzeum znajduje się w kilku budynkach na terenie dawnego folwarku Bellestremów i tworzone jest z rozmachem. Na dziedzińcu montowane są pomniki uratowane z okolicznych miejscowości (to w końcu kawałek naszej historii), wszystkie pojazdy używane w czasach PRL-u i kiosk "Ruchu". W budynkach na całej ścianie lecą dowcipne kawałki Kroniki Filmowej z tamtych czasów, wiszą plakaty i hasła zachęcające do wydajnej pracy. Odtworzono też sklep mięsny bez mięsa, gabinet I sekretarza i mieszkanie przeciętnego Polaka. Zabawnie teraz oglądać te skarby które z takim trudem zdobywaliśmy pralki, lodówki, meblościanki, małe fiaty czy wianuszek papieru toaletowego. A ile radości było gdy po 20 latach oczekiwań w końcu zamontowano nam telefon, taki szczęściarz cały dzień do zegarynki dzwonił, bo zazwyczaj rodzina jeszcze czekała na przydział telefonu.
Jedziemy dalej do Katowic na parking nr 215 położony prawie w centrum miasta między dwiema krzyżującymi się trasami szybkiego ruchu. Kamping piękny ale drogi za dobę 125 zł. Ocena kampingu wysoka - 5,5. Minusem jest ustawiczny szum z autostrady i miejscami wydeptana do zera trawa na stanowiskach dla kamperów. Zjadamy na obiad domową pomidorówkę i rowerami jedziemy do dzielnicy Nikiszowiec. Z kampingu do Nikiszowca prowadzi trasa rowerowa tunelem pod autostradą. Osiedle robotnicze dla pracowników kopalni Giesche wybudowane zostało w latach 1908-1919 według projektu Georga i Emila Zillmanów. To wizytówka i symbol Katowic. Wprawdzie widzieliśmy to osiedle na wielu filmach np. "Perła w Koronie" ale widzieć na własne oczy to zupełnie co innego. Te domy
z czerwonej cegły, podwórka, sklepy w podcieniach, miejskie pralnie, dom kultury i kościół. W jednym miejscu jest wszystko co potrzebne do życia, nawet kolejka wąskotorowa z darmowym dojazdem do kopalni. Dzielnica dla robotników zaprojektowana bardzo praktycznie ale bez zieleni i ta dominacja ceglanego koloru trochę przytłacza.
Po herbatce i odpoczynku w kamperze jedziemy rowerami do pobliskiego parku "Doliny Trzech Stawów". Wieczorem zaczyna padać i leje do 24.
8 dzień 20 VI czwartek Katowice- Oświęcim
Po śniadaniu ruszamy w kierunku Oświęcimia. Pierwsze na trasie są Tychy ale zwiedzanie browaru zaczyna się o 15. Zmieniamy więc kolejność najpierw do pałacu w Pszczynie bo otwarty już od 9 potem Tychy.
Do Pszczyny przyjechaliśmy po burzy. Połamane drzewa już uprzątnięto z drogi ale miasto wygląda jak po tajfunie. Parking darmowy bo wichura zepsuła parkomaty.
Rezydencja Pszczyńska powstała w miejscu obronnego gotyckiego zamku z początku XV w.
W latach 1548-1765 pałac należał do śląskiego rodu Promnitzów, 1765-1847 do książąt Anhalt-Köthen-Pless, a od 1847 do książąt Hochberg von Pless z Książa.
W 1907r zamek przejął książę Hans Heinrich XV (1861-1938) z żoną księżną von Pless, nazywaną Daisy (1873-1943). Po ślubie w Londynie 18-letnia Daisy przyjechała do Pszczyny i była rozczarowana, w pamiętniku napisała - "Znajdowały się tu hektary tarasów i ogrodów oraz wiele obojętnych rzeźb. Wspaniały porządek z ciężkim bogactwem luksusu, ale bez komfortu i wygody, a nawet bez osobistej łazienki! " Książę wybudował dla niej łazienkę .
Po zajęciu Pszczyny przez Armię Czerwoną w lutym 1945 w zamku urządzono szpital przyfrontowy, mimo to zamek nie został zniszczony i zachowało się tu 80 % oryginalnego wyposażenia wnętrz z przełomu wieków XIX/XX
Park zwiedzamy na rowerach jest bardzo duży. Prawdopodobnie już w XVI wieku obok zamku założono ogród warzywny i ziołowy, a nieco dalej - zwierzyniec. Dzisiejszy kształt uzyskał park w połowie XIX wieku, już za panowania Hochbergów. Nadali mu oni formę angielską, krajobrazową. Spiętrzone wody Pszczynki rozlały się w malownicze jeziorka. Nad jeziorem jest przystań Daisy z widokiem na Pałac. Park ozdobiono niewielkimi budowlami, w tym pawilonem herbacianym( herbata -15 zł. ciastko -19zł.) czy wieżą widokową (dawną lodownią); na jego teren wprowadzają ozdobne bramy, np. w stylu chińskim. Obok zachodniego skrzydła pałacu pochowano kilku przedstawicieli rodu Hochbergów. Zwiedzamy piękne stajnie książęce. Konie miały luksusowe pomieszczenia nawet malowane obrazy na ścianach. Zwierzyniec z Żubrami i skansen wsi Pszczynieckiej były nieczynne bo sprzątali tam powalone drzewa po wichurze.
Z Pszczyny wracamy do Tychów podróż trwa 20 minut. Idziemy zwiedzać Tyskie Browary Książęce. Piwo warzy się tu nieprzerwanie od 1629 roku, co oznacza, że jest to jeden z najstarszych browarów w Polsce. Browary Książęce powstały z inicjatywy rodu Promnitzów, a czas ich rozkwitu przypada na przełom XIX i XX wieku. Ówczesnym właścicielem browaru był, książę Jan Henryk XI Hochberg. (ojciec Jan Henryk XV księcia Pszczyny i Książa).
Wybieramy program skrócony 1 godzinny bez rozlewania piwa do butelek i puszek jakoś to sobie sami wyobrazimy. W grupie 7 osobowej przelecieliśmy cały cykl produkcyjny. Przewodniczka szybko mówiła w dwóch językach (mieliśmy w grupie Niemców), tak że nie wszystko można było zrozumieć. Potem na terenie browarów oglądaliśmy z zewnątrz dom dyrektora, portiernię, familoki dla pracowników. Na zakończenia była degustacja piwa w miejscowej piwiarni. Podobno po pierwszym kuflu dopada ludzi senność a po drugim przybywa energii. Niestety tylko jedna osoba mogla uraczyć się jednym kuflem piwa a druga piwo tylko wąchał bo czekał nas przejazd do Oświęcimia na kamping.
Kamping położony jest tuż koło obozu koncentracyjnego. Przejeżdżamy przez bramę i nie wierzymy własnym oczom. To jest parking dla tirów, obok jest szkoła jazdy. Na żwirowym stanowisku stoi jeden kamper. My rezygnujemy, jedziemy na prawdziwy kamping do Osieka. Tu nam się podoba, piękny kamping przy jeziorze z plażą, hotelem i SPA. Ocena prawie 6. Tylko łazienki zbyt nowoczesne, woda sterowana automatycznie leci tylko przez minutę trzeba ciągle naciskać kran i światła włączają się i wyłączają kiedy chcą, więc lepiej mieć ze sobą latarkę by znaleźć ręcznik i ubranie.
9 dzień 21 VI piątek Oświęcim O godzinie 10 dojeżdżamy do Oświęcimia pod zamek. Kupujemy bilet na zwiedzanie zamku i muzeum w ratuszu.
Zamek pięknie odnowiony składa się ze zbudowanej pod koniec XIII-wieku wczesnogotyckiej wieży oraz dwukondygnacyjnego, podpiwniczonego budynku wzniesionego na planie prostokąta Znaczną część fortyfikacji zabrała - zmieniająca przez wieki swój bieg rzeka. Pod zamkiem ciągną się dwa tunele: starszy (zbudowany przed 1914 r.) i drugi wydrążony przez Niemców (1940-1944). Tunel ten pełnił funkcję schronu przeciwlotniczego. Niestety tuneli nie oglądaliśmy.
Zwiedzamy ekspozycje stałe w muzeum z audio przewodnikiem w formie tabletu. Wystawa archeologiczna przedstawia zabytki pozyskane w trakcie prac wykopaliskowych prowadzonych na wzgórzu zamkowym po roku 2000, starego miasta oraz z terenu byłej twierdzy Wołek. Wnętrza mieszczańskich domów przedwojennego Oświęcimia. Następnie wystawę poświęconą Królewskiemu Miastu Oświęcimiu z czasów autonomii galicyjskiej aż do wybuchu II wojny światowej
Multimedialne muzeum w ratuszu jest fantastyczne, a historia Oświęcimia skomplikowana.
Najpierw było księstwo Oświęcimskie, potem byli pod panowaniem Czechów, Polski a następnie pod zaborem austryjackim i od 1918 znównależeli do polski. Podróż w czasie zaczyna się więc od średniowiecza. Wirtualnymi przewodnikami po najstarszym okresie jest pierwsza oświęcimska para książęca - Władysław i Eufrozyna. To z nimi można cofnąć się do pierwszych lat istnienia grodu. Na parterze odnajdziemy trzy cele więzienne z różnych okresów przeszłości miasta.
Na pierwszym piętrze czekają na zwiedzających opowieści o epidemiach, pożarach i powodziach, a także potopie szwedzkim. Piętro poświęcone jest historii od XVII wieku po zabory. Druga część wystawy to czasy I wojny światowej. Kolejna odsłona dziejów Oświęcimia - od czasów Młodej Polski gdzie wirtualnym narratorem jest ówczesny burmistrz Oświęcimia - Roman Mayzel. To w tej części prezentowany jest samochód Oświęcim - Praga model Baby z 1936 roku (produkowany w Pradze, składany w Oświęcimiu). Oświęcim-Praga to prawdziwy cud techniki na rynku samochodów w Polsce przed drugą wojną światową autami tymi jeździli artyści i politycy, między innymi Wojciech Kossak i Jan Kiepura. Można wsiąść do takiego wozu i przejechać się wirtualnymi uliczkami miasta?! Po przejażdżce na zwiedzających czeka historia KL Auschwitz-Birkenau i czasów wojny. Na zakończenie coś o czasach współczesnych Oświęcimia.
Teraz jedziemy do Babic. Zamek Lipowiec znajduje się na wysokiej górze. Kamper zostaje na parkingu w pełnym słońcu, temperatura ok 30 stopni, lepszego miejsca nie ma. Maszerujemy 20 minut pod górę, ostatni odcinek przez las więc w cieniu. Zamek wspaniały dobrze zachowały się muru zewnętrzne i wieża. W wieży na pierwszym piętrze jest wystawa archeologiczna, wszystko co wykopano na wzgórzu zamkowym, są tu ostrza grotów celtyckich i części zbroi.
Zamek był w posiadaniu biskupa krakowskiego Jana Muskaty, który długo przeciwstawiał się księciu Władysławowi Łokietkowi, dążącemu do przywrócenia Piastom tronu krakowskiego. Kres walkom położyła koronacja Łokietka (1320).
Zamek został ponownie przebudowany i rozbudowany. Wzniesiono wtedy nowe skrzydła mieszkalne, które zamknęły mały wewnętrzny dziedziniec. Podwyższono i włączono w skład zabudowań skrzydła wschodniego kamienną wieżę obronną oraz przystosowano ją do użycia broni palnej. W XV i XVI w. użytkowano zamek jako więzienie. . Do dzisiaj z tych czasów zachowała się niegdyś wolnostojąca okrągła wieża, której dolne partie pochodzą na pewno z drugiej połowy XIII i początku XIV w., studnia wykuta w litej skale i fragment przedbramia.
Koniec zwiedzania na dzisiaj jedziemy na kemping "Nad Zalewem" w Imielinie. Kemping bardzo ładny nawet znaleźliśmy miejsce pod drzewem w cieniu. Łazienki i WC nowe i czyste, ciepła woda za dodatkową opłatą. Z tym jest zawsze problem, może się skończyć w trakcie mycia. Obiad jemy w restauracji na terenie ośrodka - rybkę i szaszłyk z frytkami. O 22 zaczęło padać a o 23 przypomnieliśmy sobie że foteliki i stolik mokną, schowaliśmy pod kamperem
10. dzień 22 VI sobota Imielin -Olkusz- Rabsztyn-pustynia Błedowska-Błędów
O 6 30 pobudka szybkie śniadanie i pakowanie bo na horyzoncie zbierają się czarne chmury a płócienne foteliki pod kamperem wyschły. Zdążyliśmy wszystko spakować jak lunęło i rozpętała się burza. Przeczekaliśmy burzę w kamperze i jedziemy do srebrnego Olkusza. Zaparkowaliśmy w pobliżu rynku. Rynek jest zupełnie nieciekawy po prostu kamienna pustynia z betonowymi kwietnikami.
Muzeum Podziemny Olkusz to miejsce przenoszące odwiedzających w czasie do początków historii miasta, a także wydobycia rud ołowiu i srebra. Muzeum usytuowane jest w dwóch lokalizacjach - pod ratuszem oraz starostwem - są tam zróżnicowane trasy, który przeprowadzą odwiedzających przez ciekawe zakamarki historii i architektury.
Następny obiekt do zwiedzania to Zamek Rabsztyn, znów leży na wysokiej górze. Czeka nas wspinaczka w upale 30 stopni. Wszystkie zamki na Szlaku Orlich Gniazd budowane były na trudno dostępnych, wapiennych ostańcach skalnych. Rabsztyn z niemieckiego oznacza krucze skały.
Widok imponujący! Zamek składa się z trzech części - zamku górnego, średniego i dolnego.
Zamek górny tworzy budynek mieszkalny z wieżą główną. Zamek średni to dwa budynki mieszkalno-gospodarcze, narożna wieża strażnicza oraz mur z bramą wjazdową i dziedziniec. To w tej części warowni mieściła się głęboka studnia, sięgająca dawniej aż po poziom wsi Rabsztyn. Zamek dolny początkowo obejmował wieżę bramną z mostem (dawniej zwodzonym), Przed zamkiem, od strony północnej, znajduje się sucha fosa i most.
Pierwsze drewniane budynki warowni, znajdowały się na wapiennej skale już w 2 poł. XIII w. Zamek pełnił funkcję strażnicy granicznej z Czechami, chronił szlak handlowy z Krakowa do Wrocławia. Murowany obiekt w postaci tzw. "kamienicy" i wieży wybudowany został przypuszczalnie za panowania Kazimierza Wielkiego. W latach 90 XIV wieku Władysław Jagiełło oddał królewski zamek w zastaw Spytkowi II z Melsztyna W rękach Melsztyńskich i Tęczyńskich zamek wraz z przyległymi dobrami pozostawał do roku 1509. Potem był własnością Bonnerów (bankier królowej Bony). W 1592 roku, zamek przeszedł w ręce rodu Firlejów i ich spadkobierców. W czasie potopu wycofujące się w 1657 roku wojska szwedzkie spaliły zamek, Ruiny zamku w Rabsztynie pojawiły się w filmie Karol. Człowiek, który został papieżem.
Schodząc z góry zamkowej minęliśmy dziwną chatę. Przy płocie stała tablica informacyjna że to chata Kocjana. Weszliśmy do środka i nagrany na komputerze film wszystko nam wyjaśnił. Po rewitalizacji Zamku w Rabsztynie, niejako przy okazji, tuż u jego podnóża stanęła drewniana Chata Kocjana. Jest to dom z 1862 roku, który w 2004 roku rozebrano i przeniesiono z jednej z dzielnic pobliskiego Olkusza. W chacie utworzono mini muzeum poświęcone Antoniemu Kocjanowi, który kiedyś w niej mieszkał i był konstruktorem szybowców. W czasie II wojny światowej aktywnie brał udział w ruchu oporu. Był członkiem referatu lotniczego Armii Krajowej. Zginął z rąk hitlerowskiego okupanta.
Teraz już jedziemy na pustynię Błędowską położoną koło Olkusza pomiędzy miejscowościami Klucze Błędów Chechło. Przed Kluczami zatrzymała nas straż miejska dalej nie można jechać bo po południu będą występy Zenka Martyniuka czyli disco polo. Idziemy więc na piechotę.
Doszliśmy do róży wiatrów i do tablicy informacyjnej. Czytamy że to jedna z większych ciekawostek przyrodniczych, to największy obszar piasków lotnych w środku naszego kraju. Obejmuje obszar 33 km2. Pustynia w Serbii ma 300 km2 a w Hiszpanii 280 km2. Ale Błędowska jest nasza i u nas największa. Można tu było kręcić filmy "Faraon" i "W pustyni i w puszczy". Jeszcze na początku XX wieku występowały tam burze piaskowe oraz zjawisko fatamorgany. Pustynia Błędowska powstała w wyniku intensywnego wyrębu lasów, jaki był prowadzony w XIII i XIV wieku na potrzeby zlokalizowanych w okolicy Klucz i Olkusza hut srebra i ołowiu. Pozyskane drewno wykorzystywano do budowy szybów i sztolni oraz produkcji węgla drzewnego niezbędnego do przetwarzania rudy.
Przez obszar pustynny z zachodu na wschód, przepływa głęboką doliną rzeka Biała Przemsza i dzieli pustynię na część północną i południową . W czasie II wojny światowej trenowali tu niemieccy lotnicy przed kampanią w Afryce. Obecnie północny fragment pustyni zajęty jest przez poligon, na którym czasem ćwiczą wojska desantowe. Wędrując przez pustynię można tu znaleźć fulguryty, są to minerały ze szkliwa krzemionkowego, powstałe na wskutek uderzenia piorunów w piasek. My musimy wrócić do kampera i znaleźć Eurokemping w Błędowie.
Kemping ładny zielony i cichy, toalety czyste. Ocena -4,5. Tylko dookoła nic nie ma do zwiedzania tylko pustynia. Na obiad zjadamy ostatnie zapasy z domu. Zupę dyniową z groszkiem ptysiowym. Wypoczęci i najedzeni ruszamy więc rowerami zwiedzać pustynię, gdzieś tu z Błędowa zaczyna się szlak żółty. Jeździmy po drogach, pytamy się miejscowej ludności nikt nic nie wie. Mówią by jechać lasem drogą szutrową na wschód tyle to i my wiemy tylko gdzie są oznaczenia że to szlak żółty. Jechaliśmy lasem godzinę i ani śladu pustyni. Nie słychać też było Martyniuka. Zawróciliśmy, o zmroku można zabłądzić w lesie.
Okazało się że ścieżki rowerowe prowadzące dookoła pustyni to wciąż inwestycja w trakcie realizacji. Jej zakończenie planowane jest na 2025 rok.
11 dzień 23 VI niedziela Błędów -Warszawa
Po śniadaniu jedziemy prosto do Warszawy. W drodze dyskutujemy co nam się najbardziej podobało. Zachwycił nas Pałac w Pszczynie Można cały dzień poświęcić na zwiedzanie pałacu i parku. Podobała nam się kopalnia srebra w Tarnowskich Górach, zamek Lipowiec i Rabsztyn i sanktuarium matki Ewy w Miechowicach. Matkę Teresę zna cały świat, matkę Ewę nie znają nawet Polacy. Pozytywnie zdumieni byliśmy działalnością Stowarzyszenia na Rzecz Zabytków i Fortyfikacji, które bezinteresownie opiekuje się linią stałych fortyfikacji śląskich z lat 20. No i jeszcze muzeum multimedialne w Olkuszu. Trochę szkoda że nie byliśmy w kopalni Guido podobno jest tak piękna jak Wieliczka. Może następnym razem. Polska jest piękna!!! Do zobaczenia na trasie!